5 sierpnia 1884 roku urodził się Władysław Korniłowicz. Człowiek, który w latach swego kapłaństwa wywarł ogromny wpływ na osobę Prymasa Tysiąclecia – bł. ks. kard. Stefana Wyszyńskiego oraz na bł. Matkę Elżbietę Czacką.

Los przedziwnie połączył tych wielkich ludzi Kościoła w Polsce i sami będąc dla siebie nawzajem wsparciem w trudnych czasach, w jakich przyszło im żyć, dawali swoim posługiwaniem „schronienie” tak wielu ludziom, tak różnym osobowościom.

Jak mówił bł. Prymas Wyszyński: Bóg ma swoich wysłanników w Aniołach i ludziach. Z wdzięcznością wspominamy wszystko czego dokonał Wysłannik Boży Władysław posłany do Lasek, do Zgromadzenia Sióśtr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Wspominamy, czym Ojciec napełnił gromadzące się tutaj dzieci Boże, wszystkie miejsca, lasy i Laski, całą okolicę i drogi którymi nieustannie posyłał go Duch Boży do ludzi. Niech we wszystkim będzie uwielbiony Bóg…

Wspominając ks. Korniłowicza w 138. rocznicę jego urodzin – wczytajmy się w jego ostatnią konferencję wygłoszoną do Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża podczas rekolekcji w 1946 roku w Laskach…

 

Tacy jesteśmy szczęśliwi, że nie musimy szukać Boga daleko, że jest On wśród nas, że On nie tylko tym światem rządzi, ale że mówi do nas, że przemawia naszym, dostępnym dla nas językiem, że mamy w Nim to najwyższe oparcie, które sprawia, że możemy niczego się nie obawiać, że jesteśmy wprost niezwyciężeni i że, jeżeli sami nie sprzeniewierzymy się Bogu, nie sprzeniewierzymy się Panu Jezusowi, to On ze Swojej strony nigdy nas nie opuści.

I tacy jesteśmy szczęśliwi, że mamy między sobą tę Miłość Bożą, która nad nami czuwa, tę miłość taką bliską, która mówi do nas: „Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego przyciągnąłem cię, litując się nad tobą” /Jer. 31, 3/.

Ta miłość, która zdawałoby się wprost granic nie ma, nawet na zewnątrz się przejawia, byśmy nigdy nie zwątpili o Jego miłości.

Dalej już nie mogła pójść Miłość Boża. To Serce, które nam się okazuje, jest jak gdyby jej udokumentowaniem.

Oczywiście nie wystarcza wiedzieć, o tym. Trzeba to w sobie odczuć. Trzeba poczuć na sobie tę miłość zbawczą Pana Jezusa.

I na tym nie koniec. Pan Jezus pozostawił nam jeszcze po sobie Kościół, któremu zapowiedział „Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” /Mt. 28, 20/ i którym rządzi, któremu daje nieomylność, zostawia Sakramenta św. a zwłaszcza ten Sakrament Miłości –Eucharystię.

I jak gdyby coraz bliżej, w formie coraz bardziej konkretnej przedstawia się nam ta nauka Chrystusa. Nie potrzebujemy iść daleko, żeby szukać Prawdy Bożej, Ona jest w Kościele.

Nie potrzebujemy szukać daleko zbawienia naszego, Ono leży w Sakramentach św.: w tym cudownym Sakramencie Chrztu, w tym cudownym źródle mocy, jakim jest Sakrament Bierzmowania, jak gdyby Zielone Święta – Zesłanie Ducha Świętego, które się dokonywa w duszy każdego bierzmowania.

Nie trzeba daleko szukać przebaczenia win, nawet najcięższych, bo w każdej chwili możemy otrzymać przebaczenie Chrystusa. Nie trzeba iść daleko, kratki konfesjonału są wszędzie i wystarczy, że ze skruchą prawdziwą wyznamy jak należy nasze grzechy, że jesteśmy istotnie gotowi nawrócić się do Pana Boga, że chcemy odmienić nasze życie – a spłyną na nas te same słowa, które spłynęły na klęczącą postać Marii Magdaleny, na skuloną przy ziemi jawnogrzesznicę i usłyszymy „Nikt cię nie potępił. I ja cię nie potępię!” „idź, a już więcej nie grzesz”. /Jan 8, 11/. „Odpuszczają ci się grzechy twoje” /Marek 2, 5/.

A potem te siły, które nam daje kapłaństwo, które przemieniają człowieka w Chrystusa, Chrystusa rozgrzeszającego, Chrystusa błogosławiącego, Chrystusa nauczającego, Chrystusa – Ofiarnika.

I ten drugi Sakrament – małżeństwo, który sprawia, że ród ludzki zostaje zachowany i który przygotowuje Panu Jezusowi miejsce w duszach ludzkich.

Wreszcie ostatnie Olejem Św. Namaszczenie. Jeszcze tego brakowało! Jeszcze na sam koniec przychodzi Chrystus z pomocą, z siłą na tę wielką ostatnią drogę człowieka. Przynosi mu łaski, przynosi mu oczyszczenia z grzechów.

Naumyślnie opuściłem Eucharystię, czyli Mszę Św. Bo tutaj wszystko właściwie się streszcza. Wszystkie inne Sakramenty są podporządkowane Eucharystii, bo – i musimy to dobrze zrozumieć – wszystkie inne Sakramenty poza Eucharystią mają ten jeden cel, żeby z nas uczynić czcicieli Bożych.

Nasza ofiara nie miałaby wartości, gdyby nie była złączona z Ofiarą Pana Jezusa. To tez mówi On wyraźnie „Jeżeli o co prosić będziecie Ojca w Imię Moje, da wam.. Jam jest szczep winny, wyście latorośle… Jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie będzie trwać w winnym szczepie także ani wy, jeśli we mnie trwać nie będziecie… Kto we mnie trwa a Ja w nim, ten wiele owocu przynosi, bo beze Mnie nic uczynić nie możecie” /Jan 16, 23; 5, 4/.

Starajmy się to pojąć.

Oto my sami z siebie jesteśmy bezsilni. Jeżeli się nie znajdziemy w Jezusie Chrystusie, to nasza cześć, którą chcemy oddać Bogu, nie ma żadnej wartości. Ale, jeżeli Chrystus nas odkupił przez Chrzest, jeżeli On jest w nas przez to, że wlał do serc naszych Ducha Św. czy to w Sakramencie Bierzmowania, czy też ducha kapłańskiego, jeżeli On w nas jest przez to, że nam odpuścił grzechy, jeżeli Go mamy w Sakramencie Ostatniego Namaszczenia, jeżeli mamy Go przez to, że On uświęca nam życie, że On stanowi więź pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy mają na świat wydać dziecko, to wówczas już jesteśmy obcy Jezusowi. Jezus jest w nas.

I dopiero wówczas możemy z czystym, spokojnym sumieniem złożyć Bogu ofiarę. Już wtedy ona nie będzie ofiarą człowieka nieodkupionego, nie mającego w sobie żadnej świętości, ale ofiarą złożoną przez Chrystusa, w Nim i z Nim.

Wtedy mamy przed sobą Ciało Chrystusowe, którym my jesteśmy. Tak, to my jesteśmy Ciałem Chrystusowym, a najważniejszą funkcją, najważniejszym czynem tego Ciała jest oddać należytą cześć Bogu.

Teraz możemy już swobodnie będąc w Jezusie Chrystusie, z Nim i przez Niego składać Bogu ofiarę.

Dlatego to w dawnych czasach na Mszę Św. nie wpuszczano katechumenów i pokutników, bo oni nie mieli nic wspólnego z Chrystusem, ale dopuszczano tam tylko tych, którzy przynajmniej zewnętrznie – tak jak to jest dostępne dla wzroku ludzkiego – byli w Panu Jezusie.

Jesteśmy członkami Ciała Chrystusowego. I ofiara nasza dopiero jako ofiara członków tego Ciała jest godna Boga. W Panu Jezusie Chrystusie, w Nim z Nim i przez Niego! I wtedy następuje zupełne zjednoczenie. Pan Bóg patrzy na nas jak na członki Ciała Chrystusowego Syna Swego, patrzy na nas jak gdyby na całość i  w każdej chwili mówi „Ten jest Syn mój miły” /Mat. 3, 17/ i obejmuje tym pojęciem nie tylko Pana Jezusa jako głowę, ale i nas. O ile jesteśmy w stanie łaski, o ile znajdujemy się w Panu Jezusie, o ile w  niczym od Niego nie odchodzimy, o ile możemy powiedzieć „Żyję ja, już nie ja, żyje we mnie Chrystus” /Gal. 2, 20/, to nasza ofiara, którą składamy Bogu oddając siebie z Panem Jezusem i oddając Pana Jezusa jak gdyby za siebie – będzie Bogu miła, przyjemna, jak była przyjemna ofiara Abla, Abrahama, Melchizedecha, tych dusz czystych. Co dzień zresztą we Mszy św. prosimy o to Pana Boga.

Jesteśmy wtedy przemienieni i to, co Panu oddajemy, to właściwie Pan Jezus w naszym imieniu, jako nasz Przedstawiciel, Bogu zanosi. To jest tak, jak wówczas gdy jesteśmy ściśle zjednoczeni z naszym Wodzem. Zwycięstwo Wodza jest naszym zwycięstwem. I Pan Jezus tym sposobem nas wyzwala i doprowadza do tej wielkiej łaski, że możemy czcić Boga pokornie jak „Prawdziwi czciciele w duchu i prawdzie” /Jan 4, 23/. Tych słów nie należy rozumieć tak, jak gdybyśmy mieli czcić Go tylko duchem i rozumem. Nie. To, że czcimy wspólnie, już to wymaga pewnych zewnętrznych znaków tej czci. Gdy jesteśmy tak razem, gdy stoimy przy sobie w kościele naszym, gdy ten Jezus jako Głowa nasza zstępuje na ołtarz, żeby się niezliczone razy oddawać się za nas tam w tej kaplicy obecnych, musimy zawsze pamiętać, że przez sam fakt tak ścisłego połączenia z Panem Jezusem i stanowienia z Nim jednego Ciała, mamy starać się i zewnętrznie wyrażać to w tych samych ruchach i słowach.

 

Jezu! bądź źródłem życia mego!…

Jezu, nie oddalaj się nigdy ode mnie –

Teraz widzę – Kto Ty jesteś…

W Tobie mam wszystko – w Tobie doskonałość,

w Tobie rozum, w Tobie prawda, w Tobie Miłość,

– w Tobie siła, w Tobie moc,

w Tobie wytrwałość aż do końca.

Jezu bądź źródłem mojej miłości ku Bogu i ku ludziom,

niech Boga i ludzi kocham Twoją miłością –

naucz mnie kochać –

Daj bym w ludziach Ciebie kochał

– by jedynym pragnieniem moim

był wzrost w nich łaski Twojej…

bym szanował ich jak świątynię Twoją

– lub bym budował w nich mieszkanie dla Ciebie.

Niech to będzie moim jedynym pragnieniem –

rozszerzanie Królestwa Bożego,

Królestwa łaski Twojej w duszach ludzi…

/Modlitwa ks. Korniłowicza/

 

 

Ks. Władysław Korniłowicz z dziećmi.

Władysław Emil Korniłowicz (ur. 5 sierpnia 1884 w Warszawie, zm. 26 września 1946 w Laskach) – współtwórca i kierownik duchowy Dzieła Lasek, Czcigodny Sługa Boży Kościoła katolickiego.Więcej

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close