„Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.”
J 11,25
„Siostry… przez całe życie oddają cześć Bogu, aby Go kochać i wielbić kiedyś w niewypowiedzianym szczęściu.”
Matka Elżbieta Czacka
Dnia 13 sierpnia 2017 roku odeszła do Pana
ŚP SIOSTRA MICHALINA
od Trójcy Przenajświętszej
Janina Halesiak
Przeżywszy lat 85; powołania 60; profesji zakonnej 58.
Msza św. pogrzebowa będzie sprawowana 17.08 o godz.14:00
w Kaplicy Matki Bożej Anielskiej w Laskach;
pogrzeb – po Mszy świętej na Cmentarzu zakładowym.
SIOSTRA MICHALINA – Janina Halesiak – urodzila się 2 marca 1932 roku w Majdanie Sieniawskim (woj. rzeszowskie) jako czwarte z sześciorga dzieci miejscowych rolników: Kazimierza Halesiaka i jego żony Heleny, z domu Wolanin. Była ich jedyną córką – miała pięciu braci: trzech starszych i dwóch młodszych od siebie.
Sakrament Chrztu św. otrzymała w kościele parafialnym w Majdanie 6 marca, a Pierwszą Komunię św. przyjęła podczas wojny, jak wspominała: w pożyczonej sukience i pantofelkach.
Podczas przesuwających się po jej rodzinnych stronach kolejnych działań frontowych przeżyła wraz z rodziną nie tylko powszechny wojenny głód, ale i rodzinną tragedię, kiedy Niemcy w okrutny sposób zamordowali jej starszego, szesnastoletniego wtedy, brata. Ich ojciec był świadkiem zadawanych mu męczarni i próbował bezskutecznie ofiarować się w zastępstwie syna na śmierć, ale został odpędzony. Wydarzenie to zapadło w pamięć Janiny, wraz ze wspomnieniami widoku codziennej modlitwy ojca na kolanach. Wspominała także głęboką religijność mamy, od której dzieci czerpały praktycznie całą swoją wiedzę religijną – słuchając w długie zimowe wieczory jej opowieści ze Starego Testamentu czy żywotów Świętych. Mała Janka miała też obrazki św..Teresy od Dzieciątka Jezus oraz św. Marii Małgorzaty Alacoque i kiedy nikt nie widział, próbowała się przebierać, żeby się do nich upodobnić.
Po zakończeniu wojny, mając trzynaście lat zaczęła pracować, żeby choć trochę zarobić i pomóc rodzinie. Chętnie pomagała, razem z koleżankami, w różnych pracach w kościele parafialnym. Myśl o życiu zakonnym coraz silniej jej towarzyszyła, ale była świadoma, że brak świadectwa ukończenia szkoły podstawowej realizację tych marzeń raczej uniemożliwiał. Pewnego razu przyjechała jednak do Majdanu dawna parafianka, która mieszkała w Warszawie i namawiała sąsiadkę, żeby poszła do Karmelu, bo tam potrzebują siostry do kontaktów zewnętrznych. Sąsiadka się nie zdecydowała, ale zaproponowała Jankę, o której marzeniach wiedziała, i która oczywiście nie zawahała się ani chwili. Pomimo oporów rodziców, pojechała do Warszawy, do klasztoru na Wolskiej, gdzie spędziła cztery szczęśliwe lata. Najpierw jako siostra posługująca w zewnętrznych kontaktach, potem – przez dwa lata – już za klauzurą, gdzie złożyła pierwsze śluby. Jednak dwuletni pobyt za klauzurową kratą okazał się zbyt trudny fizycznie i upłynął na poważnych kłopotach zdrowotnych. W porozumieniu z lekarzami przeorysza Karmelu skontaktowała się z matką Benedyktą Woyczyńską (kontakty Lasek z warszawskim Karmelem były wtedy bliskie dzięki zaangażowaniu duszpasterskiemu Ojca Korniłowicza – do jego śmierci w 1946 roku). Po załatwieniu formalności prawnych przez Ks.. Prymasa Wyszyńskiego, mającego wówczas tzw. „ specjalne uprawnienia” dla terenu PRL, Siostra przyjechała do Lasek. „Zaprowadzono mnie do Mateńki – wspomina –Matka przytuliła mnie, zrobiła krzyżyk na czole i życzyła, żebym wytrwała w Laskach do końca życia.”
————————————————————————————————————————————————————————————————————————————-
Do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża została przyjęta 31 października 1956 r.
Pierwszą profesję złożyła 15 sierpnia 1959 r. ; Profesję wieczystą 15 sierpnia 1965 roku.
————————————————————————————————————————————————————————————————————————————–
Jako postulantka wyjechała z innymi siostrami do porządkowania świeżo odzyskanego przez siostry kościoła św.Marcina i klasztoru. Potem pracowała w klasztornej kuchni. W Klasztorze przeżyła też nowicjat i po profesji wróciła do Lasek, gdzie pracowała w gospodarstwie zakładowym.
Potem służyła w gospodarstwie w Sobieszewie. Przez dwa lata opiekowała się w rodzinnym Majdanie chorymi rodzicami. Po śmierci ojca została posłana do wspólnoty w Żułowie. W tym okresie – 14 stycznia 1980 roku, w drodze z Żułowa do Lasek, uległa wypadkowi samochodowemu, jadąc wraz z m. Almą i ks.Stanisławem Piotrowiczem. S.Michalina trafiła do szpitala w Lublinie ze złamaną szczęką. Po operacyjnym drutowaniu szczęki mogła przez wiele tygodni pić tylko przez rurkę i w ten sposób przyjmowała również Komunię świętą.
W 1984 r. ponownie .wyjechała do rodzinnego domu, po pogorszeniu stanu matki, która wkrótce zmarła. S.Michalina po powrocie do Lasek pracowała w Domu Rekolekcyjnym. Na dwa lata wyjechała do kuchni w Klasztorze warszawskim i w 1987 r. wróciła do Lasek, gdzie została skierowana do pracy administracyjnej w Domu św.Maksymiliana.
Ten ostatni okres swojej aktywnej pracy wspominała ze szczególnym wzruszeniem. Wszystko było tu dobre i przynosiło radość: „Współpraca ze świeckimi była bardzo dobra. To był mój najdłuższy okres pobytu w jednej pracy i życia w jednym miejscu. Starałam się, aby to, co robię było na chwałę Panu Bogu i służyło niewidomym …. Z myślą o chłopcach zasadziłam drzewa owocowe, aby mogli sami korzystać z ogrodu. Także hodowane przeze mnie winogrona, na jesień sprawiały chłopcom wielką radość. W otoczeniu szkoły i internatu zaprojektowałam dwie kapliczki. Jedną wykonałam sama, z pomocą p Szczepana, a drugą według mojej myśli wykonał Andrzej Haba, uczeń szkoły św.Maksymiliana. Te miejsca sprzyjały spotkaniom chłopców na wspólnej modlitwie i śpiewaniu pieśni czy Litanii do Matki Bożej. Cały teren wokół szkoły przez te lata systematycznie porządkowałam i dla bezpieczeństwa część została ogrodzona. Praca w tym domu dała mi możliwość kontaktu z niewidomymi chłopcami, którzy często szukali pomocy, czasu drugiej osoby, aby móc zwierzyć się ze swoich trosk i kłopotów. Jestem Bogu wdzięczna za ten czas, kiedy mogłam bezpośrednio służyć niewidomym…
Na terenie internatu jest szkoła, o którą też starałam się dbać, hodując kwiaty, ale przede wszystkim była tam okazja do nawiązania kontaktów z wieloma nauczycielami. Nasze relacje można określić jako rodzinne. Tak, jak tego pragnęła nasza Matka. Moje poczucie humoru ułatwiało mi kontakt z ludźmi i przetrwanie trudnych momentów w życiu, których też nie brakowało.
Kolejne poważne choroby i postępujący z wiekiem spadek sił stopniowo ograniczały tę jej aktywność. Przez jakiś czas próbowała poruszać się pomiędzy Domem św. Maksymiliana i Domem zakonnym św.Teresy, do którego należała od jego utworzenia w 1988. oraz „centralą” z Kaplicą Matki Bożej Anielskiej. Korzystała ze specjalnie skonstruowanego dla niej trzykołowego wózko-roweru, przedziwnego pojazdu z siodełkiem i pedałami, który wszyscy w Laskach znali. Ostatecznie, po poważnym upadku na terenie Domu św. Maksymiliana przeniosła się do Domu św. Rafała, gdzie od sierpnia 2008 r. zamieszkała na Oddziale Chorych Sióstr. Podczas swego jubileuszu 50 lecia profesji – tak to wydarzenie podsumowała ; „ Mam więcej czasu na modlitwę, a do pracy za wiele się nie biorę, ale odwiedzam siostry leżące. Moje życie to dziękowanie Panu Bogu za łaskę powołania i wszelkie dobro, którego w moim życiu było dużo, ale też zwracam się do Miłosierdzia Bożego, świadoma swoich słabości…”
Ostatnie lata życia Siostry Michaliny upływały chyba dokładnie według tak zarysowanego „scenariusza”- przy postępującej coraz głębszej słabości i coraz większym zdaniu na pomocy sióstr. Mimo postępującej choroby – odejście Siostry do Pana nastąpiło zupełnie niespodziewanie: w niedzielę 13 sierpnia o godz.17 00 , w obecności dyżurujących pielęgniarek: s.Anity i p.Marii oraz zawiadomionych telefonem Matki Radosławy i s. Przelożonej Roncalli. Zdążył także dojść ks.Kazimierz Olszewski, który udzielił Siostrze Sakramentu Chorych i absolucji.
Wiadomość o Jej odejściu została przekazana zgromadzonym w Kaplicy Matki Bożej Anielskiej siostrom podczas wspólnie odmawianej modlitwy różańcowej.
Eksportacja ciała Siostry Michaliny z domowej kaplicy odbyła się tego dnia o godz.20 00. Modlitwie przewodniczył ks.Kazimierz Olszewski.
Wieczny pokój, wieczną radość racz jej dać Panie…