Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.

                                                                                                                    J 11, 25

 Dnia 24 września 2022 roku odeszła do Pana nasza

ŚP. SIOSTRA Matea od Jezusa Ukrzyżowanego

Bożena Kuśniewska

w 62. roku życia, 43. roku powołania, 41 roku profesji zakonnej

 

Msza święta pogrzebowa będzie sprawowana w kaplicy Matki Bożej Anielskiej w Laskach
w środę, 28 września 2022, o godz. 11:00. Po Eucharystii pogrzeb na miejscowym cmentarzu.

                                        PANIE, PRZYJMIJ JĄ DO SWOJEJ ŚWIATŁOŚCI.

 

Siostry […] przez całe życie oddają cześć Bogu, aby Go kochać i wielbić kiedyś w niewypowiedzianym szczęściu.                                                                                        

Matka Elżbieta Czacka

Siostra Matea – Bożena Kuśniewska urodziła się 25 listopada 1960 roku w Markusach (obecnie województwo warmińsko-mazurskie). W kościele parafialnym w Zwierznie, oddalonym o około dwa kilometry od domu rodzinnego, przystępowała do kolejnych sakramentów: chrztu 8 stycznia 1961 roku, później Pierwszej Komunii świętej i wreszcie bierzmowania w roku 1972.

Była piątym z sześciorga dzieci Władysława i Marianny z domu Baczewskiej. Najstarszy brat zmarł mając zaledwie pół roku. Miała trzech braci i siostrę. Tato pochodził z województwa lubelskiego, mama z łomżyńskiego. Po wojnie spotkali się na Żuławach, gdzie odwiedzali swoje rodzeństwo. Rodzice byli rolnikami. Mieli dziewięciohektarowe gospodarstwo rolne. W pracy pomagały rodzicom wszystkie dzieci w miarę dorastania i swoich możliwości. Po latach, z okazji jubileuszu 25-lecia profesji zakonnej w 2006 roku, s. Matea wspominała:

Pamiętam stałą troskę Rodziców o zbiory, ich wspólne planowanie ile, gdzie, co posiać. Potem zamartwianie się o pogodę, jakie będzie lato, czy pogoda dopisze, by plony były dobre. Wspólne kalkulacje i rozliczenia, ile zostało wydanych pieniędzy, jaki będzie zysk, co można kupić, co konieczne, co mniej, czy można coś odłożyć. Zapadło mi w pamięć to, że Rodzice wszelkie plany robili wspólnie. To Mama zawsze miała wiodące zdanie w domu i kierowała wszystkim, ale gdy chciała coś przeprowadzić zawsze rozmawiała z Tatą i choć Tato w pierwszym momencie był przeciwny, to ostatecznie się godził na propozycje Mamy. Ta harmonia między Rodzicami była dla nas żywym przykładem wzajemnego szacunku i prawdziwej miłości; dawała nam poczucie bezpieczeństwa i rodzinnego ciepła.

Rodzina była bardzo zżyta ze sobą. Dzieci wyrastały w tradycji religijnej. S. Matea stwierdziła po prostu:

Byliśmy rodziną. Rodzice przekazali nam wiarę wraz z życiem. W takiej atmosferze wzrastaliśmy. Niedziela zawsze była dniem świętym, był to czas odpoczynku, nie wykonywało się żadnych prac niekoniecznych.

Gdy starsze rodzeństwo zaczęło pracę w Elblągu, pamiętam to oczekiwanie na sobotę, ich przyjazdy i niedzielne rodzinne rozmowy po obiedzie przy cieście upieczonym przez Mamę. W niedzielę wieczorem, żegnałam odjeżdżające rodzeństwo, a z czasem dołączyłam się do wyjazdów razem z nimi.

Do szkoły podstawowej uczęszczała we wsi Zwierzno. Chodziła pieszo lub dojeżdżała rowerem. Siostra wspominała, że w tym czasie była bardzo płaczliwa i dlatego nazywano ją „mięczakiem”. Z czasem jednak zmężniała na tyle, że w klasie ósmej została wybrana na przewodniczącą samorządu szkolnego. A przecież każdy kto poznał s. Mateę, mógł zobaczyć tę charakterystyczną dla niej wrażliwość, która wypływała z dobrego serca, delikatności, ciepła, współczucia. Zachowała ją do końca swego życia.

Po szkole podstawowej w 1975 roku, na podstawie „konkursu świadectw”, dostała się do liceum ekonomicznego w Elblągu, które ukończyła egzaminem dojrzałości w 1979 roku.

Mówiąc o swoim powołaniu s. Matea zaznacza, że nie potrafi określić, kiedy zrodziło się w niej to pragnienie. Ale już pod koniec szkoły podstawowej starała się od dobre oceny, by później móc iść do szkoły i średniej i zdać maturę, która wydawała się jej niezbędna do podjęcia życia zakonnego. Podczas pielgrzymki na Jasną Górę, dokąd pojechała w miejsce taty, który się pochorował, zawierzyła swoją przyszłość: …pamiętam moją żarliwą modlitwę przed krzyżem obok Kaplicy Cudownego Obrazu i oddanie tam mego pragnienia służenia Bogu.

Do Lasek przyjechała w czerwcu 1979 roku na rekolekcje maturzystek wraz z dwiema koleżankami z klasy i absolwentką liceum ogólnokształcącego w Elblągu – obecną s. Eligią. Rekolekcje organizowała śp. s. Rafaela Nałęcz, uczestniczyło w nich osiem dziewcząt. Gdy po kilku dniach Bożena wyjeżdżała do domu, była już umówiona na próbę w lipcu.

Do Zgromadzenia przyjechałam 12 września 1979 roku z Mamą. Pamiętam, że w chwili, gdy przekraczałyśmy bramę zakładu biły dzwony na Anioł Pański. Byłam szczęśliwa.

________________________________________________________________________________

Postulat rozpoczęła 4 października 1979 roku. Do nowicjatu została przyjęta 13 sierpnia 1980 roku. 15 sierpnia 1981 roku złożyła pierwsze śluby, a 15 sierpnia 1986 roku – profesję wieczystą.

­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­________________________________________________________________________________

Po pierwszych ślubach przez rok pracowała w najmłodszej grupie w internacie dziewcząt, a następnie trzy lata należała do wspólnoty św. Franciszka i pracowała w Domu Rekolekcyjnym. W tym czasie s. Matea ukończyła dwuletnie Studium Katechetyczne organizowane przy Kurii Warszawskiej. W sierpniu 1985 roku przeszła do domu w Rabce. Była to wtedy mała placówka, z ośmiorgiem dzieci przedszkolnych. Wykonywała tam prace administracyjne. Wiosną 1987 roku przez kilka miesięcy pomagała w domu w Szczawnicy, a już w sierpniu zaczęła pracę we wspólnocie w Parafii Laski. Był to czas budowa kościoła parafialnego. Mieszkała wtedy w „Maciejkach”. Siostra Matea pomagała przy posiłkach dla robotników pracujących na budowie, katechizowała klasę pierwszą i grupę przedszkolaków dochodzącą na lekcje w niedziele, do salki przy kościele.

W 1988 roku siostra została ponownie skierowana do pracy w Rabce, gdzie pełniła obowiązki przełożonej. Następnie została przełożoną wspólnoty w Sobieszewie. Od 1992 przynależała do wspólnoty Domu Modlitwy w Szczawnicy. Najpierw rok pomagała w różnych pracach, następnie do 1995 roku, to jest do zamknięcia Domu była przełożoną wspólnoty.

W kolejnych latach kilkakrotnie jeszcze była przełożoną: dwie kadencje w Domu św. Franciszka, osiem lat w Rabce i trzy lata w Domu św. Teresy w Laskach, jednocześnie pełniąc obowiązki administratorki Domu Chłopców. Pomiędzy posługą przełożeńską w kolejnych wspólnotach była administratorką Domu w Rabce i administratorką Domu św. Maksymiliana. W 2016 roku należała do wspólnoty św. Pawła i odpowiadała za kuchenkę Domu Rekolekcyjnego. W 2017 roku podjęła posługę refektarki w Klasztorze MB. Pocieszenia w Warszawie. We wrześniu 2019 roku przeszła do Domu św. Rafała, w którym przebywała od kilku miesięcy na rekonwalescencji po poważnych operacjach nowotworowych, i jak się z czasem okazało na dalsze długie i ciężkie leczenie postępującej choroby.

Całe życie s. Matei było w cieniu tajemnicy, którą przyjęła przy ślubach: drogą za i z Jezusem Ukrzyżowanym. Nie brakowało w jej życiu ciężkich doświadczeń. W styczniu 1989 roku uległa poważnemu wypadkowi – wpadła pod koła ruszającego pociągu, gdy wysiadała z niego w pośpiechu. Siostra zapamiętała wyraźnie te dramatyczne chwile:

Pęd pociągu wciągnął mnie między koła a peron. Przekoziołkowałam kilka razy pod pociągiem, myśląc tylko o tym, by zatrzymać się i przytulić do peronu. Udało mi się. Gdy pociąg przejechał wstałam przy peronie, sięgał mi do pasa. Spojrzałam na zegar – była godzina 4:20. Przez wszystkie te lata, od czasu wypadku, staram się 19 stycznia o godzinie 4:20 być w kaplicy. Jest to forma mojego dziękczynienia za życie i za wiele innych łask…

Po przesiadce s. Matea dojechała jeszcze z Tczewa do Elbląga, gdzie trafiła do szpitala. Badania wykazały zmiażdżenie dwóch kręgów kręgosłupa. Z zaleceniem całkowitego leżenia trafiła na kilkumiesięczną rekonwalescencję do Sobieszewa.

Kolejne dramatyczna przeżycia miały miejsce podczas jej posługi przełożeńskiej w Sobieszewie. Najpierw w listopadzie 1990 roku – pożar świetlicy. Prawdopodobnie nastąpił samozapłon składowanych materacy. Po kilku miesiącach, w marcu 1991 roku, spłonął budynek główny. Przyczyną tego groźnego w skutkach pożaru była grzałka elektryczna. Jedna z mieszkanek, chcąc zagotować wodę, prawdopodobnie nie włożyła grzałki do kubka, tylko położyła obok i wyszła z pokoju. Ogień w bardzo szybkim tempie rozprzestrzeniał się i mimo stosunkowo sprawnej akcji straży pożarnej nie udało się uratować domu. Z wiosną zaczęły się prace przy odbudowie świetlicy, która spłonęła kilka miesięcy wcześniej.

S. Matea tak wspomina ten czas: Zorganizowałyśmy kuchnię i jadalnię, by można było przyjąć turnusy rodzin niewidomych w czasie wakacji. Po wakacjach dom zakonny został zamknięty.

Na czas jej posługi przełożonej w Rabce przypadł jeden z etapów poważnego remontu całego budynku. W innych latach ciężary, które s. Matea dźwigała z Jezusem miały wymiar bardziej duchowy i wynikały z odpowiedzialności za powierzone jej pieczy siostry.

Mimo licznych obowiązków w pracy administracyjnej Domu Chłopców umiała znaleźć czas, aby towarzyszyć s. Noemi (ze swojego rocznika nowicjatu) w ciężkiej chorobie nowotworowej. Przychodziła wtedy do Domu św. Rafała w ciągu dnia, podejmowała dyżury nocne.

W swojej cichości, dyskretnie towarzyszyła wielu osobom swoją modlitwą, a pewnie i cierpieniem wypraszając potrzebne łaski. Kilka świadectw o życzliwości s. Matei, jej pomocy, uśmiechu dodającym otuchy i modlitwie w przeróżnych intencjach dotarło do nas, a zapewne nie wiemy o wszystkich…

W Wielkim Poście 2019 r. usłyszała poważną diagnozę, a w Wielkim Tygodniu trafiła na badania do szpitala z którego wyszła na Święta Wielkanocne. Po nich wróciła do szpitala gdzie przeszła poważną operację onkologiczną. Kolejne dni, miesiące i lata były naznaczone wielkim cierpieniem fizycznym. Siostra była otoczona modlitwą sióstr oraz troską i obecnością swojego rodzeństwa: braci z rodzinami i siostry Krystyny. Tak było przez cały okres jej choroby.

Był czas, kiedy wydawało nam się, że choroba została zażegnana, świadczyły o tym dobre wyniki i lepsze samopoczucie Siostry. S. Matea była wdzięczna Bogu i lekarzom oraz wszystkim, którzy troszczyli się o nią. Msza św. w kaplicy Matki Bożej Anielskiej, wdzięczność i radość z cudownego uratowania Siostry… Pan Bóg miał jednak swój „scenariusz” na życie s. Matei i jak powiedziała jedna z sióstr: wiedział, że ona nie zmarnuje cierpienia, które jej daje… Siostra Anita daje świadectwo o pięknej postawie s. Matei w tym ostatnim okresie chorowania:

Siostra Matea zmagała się z chorobą nowotworową od 2019 roku. Przeszła wiele trudnych doświadczeń związanych z kolejnymi etapami postępującej choroby. Pragnienie życia i przyjmowanie woli Bożej, także w chwilach najtrudniejszych widoczne było w Siostry szczerej i ufnej postawie.  W codziennych zmaganiach nie narzekała, nie miała pretensji, nie wymagała szczególnej dla siebie opieki. Do samego końca w tym, co mogła, bardzo chciała i była samodzielna. Była spokojna i pogodna. Uśmiechała się, ośmielając często innych, kiedy nie było wiadomo, jak się zachować w trudnej dla siostry sytuacji. Dziękowała za każdą pomoc.

Ostatnie załamanie w chorobie przyszło około miesiąca temu. Kiedy zaplanowane dawki chemioterapii były odwoływane z powodu złych wyników krwi, a kolejne jej transfuzje nie przynosiły poprawy, Siostra została skierowana 19.09. br. na radioterapię do Centrum Radioterapii Onkologicznej w Radomiu. Została tam przyjęta z niezwykłą życzliwością. Była już coraz słabsza. W piątek mówiła cicho i z trudem, że mimo kolejnej transfuzji krwi jest coraz słabsza. W nocy z piątku na sobotę, o godz. 3 nad ranem nasza Siostra Matea odeszła do Pana. Pragnęła żyć i teraz już żyje pełnią życia z Panem Jezusem.

Tegoroczne imieniny spędziła w szpitalu. Wspólnota nie zdążyła spotkać się z siostrą, pozostał tylko kontakt telefoniczny. Wcześniej jednak s. Miriam przygotowała dla Solenizantki imieninowy wierszyk. Napisała m.in. o wielu modlitwach zanoszonych w intencji Siostry:

Paciorków jest wiele, uśmiechnięte i szczere.

Skąpane w promykach słońca, wpatrzone w Niebo bez końca.

Z nadzieją, Miłością i wiarą, że aureolę dostaniesz ciekawą

i w Niebie z aniołami będziesz chwaliła Boga razem z nami.

Siostra Matea dokończyła swój bieg i dotarła do mety – do swego Umiłowanego Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. W pełni zrealizowała i pozostała wierna słowom, którymi zakończyła swoje wspomnienia jubileuszowe:

Za wszystko, co było, jest i co będzie – chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu. Amen.

 

 

 

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close