†    Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.

 J 11, 25

 

Dnia 22 listopada 2020 roku odeszła do Pana nasza Siostra –

 

ŚP. SIOSTRA Eliza

od Matki Bożej Królowej Polski

Krystyna Janczak

– w 82. roku życia, 59. roku powołania,
57. roku profesji zakonnej

 

 

Ze względu na wymogi sanitarne i ograniczenia wynikające z pandemii Covid-19, pogrzeb odbędzie się na cmentarzu w Kraśniczynie we wtorek, 24 listopada 2020, o godz.10:00. Modlitwy poprowadzi ks. Zygmunt Klich, proboszcz parafii kraśniczyńskiej.

PANIE, PRZYJMIJ JĄ DO SWOJEJ ŚWIATŁOŚCI. 

„Siostry […] przez całe życie oddają cześć Bogu, aby Go kochać i wielbić kiedyś w niewypowiedzianym szczęściu”.                                                                                                              

Matka Elżbieta Czacka

 

 

Siostra Eliza – Krystyna Janczak pochodziła z Lubelszczyzny, ze wsi Kolano w powiecie parczewskim. Urodziła się 30 sierpnia 1938 roku, a po kilku dniach została ochrzczona w miejscowym kościele parafialnym Imienia Najświętszej Maryi Panny. Tam też jedenaście lat później, a z rąk biskupa Mariana Jankowskiego, roku przyjęła sakrament bierzmowania.

Rodzice (Dominik i Helena z domu Czajka) mieli niewielkie gospodarstwo. Zajmowała się nim głównie mama i czwórka dorastających dzieci.

Jako półroczne dziecko, Krystyna przeszła chorobę oczu. Lekarz prowincjonalny nie potrafił jej wyleczyć, wskutek czego straciła wzrok. Opatrznościowo, po kilku miesiącach, objazdowy okulista we Włodawie przeprowadził operację, która uratowała szczątkowe widzenie w jednym oku. Planowana była dalsza kuracja, ale leczenie przerwała wojna.

W jubileuszowych wspomnieniach z okazji 50-lecia profesji zakonnej, s. Eliza wspominała pielgrzymkę na Jasną Górę, dokąd już po wojnie zabrała ją mama, aby prosić o uzdrowienie córki. Miała wówczas około ośmiu lat i powinna pójść do szkoły. Dziewczynka jednak nie prosiła dla siebie o wzrok. Zapisała we wspomnieniach:

Pamiętam dokładnie, że powiedziałam świadomie: „Matko Boska, mama modli się, żebym przejrzała, ale ja nie chcę, bo jak będę niewidoma, to będę mogła lepiej apostołować”. Na pewno do końca nie pojmowałam tych słów…

Było to chyba pierwsze natchnienie łaski Bożej, dzięki któremu intuicyjnie dostrzegła w swojej niepełnosprawności szansę i drogę, jaką tak wyraźnie Matka Elżbieta Czacka wytyczyła osobom niewidomym. W dalszym życiu s. Eliza ją podjęła i zrealizowała.

Początkowo Krystyna nie chodziła do szkoły, gdyż mama obawiała się, że ze względu na tak słaby wzrok nie dałaby sobie rady. Chciała też zaoszczędzić córce przykrości, jakich mogłaby zaznać od dzieci, dokuczających jej z powodu niepełnosprawności. Dziewczynka nauczyła się czytać i pisać w domu z pomocą siostry, która także przygotowała ją do I Komunii świętej. Dopiero przed samą uroczystością chodziła do kościoła na kilka ostatnich lekcji razem z dziećmi.

Naukę w szkole, w pierwszej klasie, podjęła mając 10 lat. Uczyła się dobrze, choć z ogromnym wysiłkiem, szczególnie w starszych klasach. Traktowano ją na równi ze wszystkimi uczniami. Lekcje odrabiała przy słabym świetle lampy naftowej, gdyż we wsi nie było jeszcze elektryczności. Siostra wspominała to jednak bez jakiegokolwiek żalu:

Nauczyciele nie stosowali dla mnie żadnych ulg. Byłam na równych prawach ze wszystkimi uczniami, co wyszło mi na dobre.

Naukę w miejscowej szkole podstawowej ukończyła w 1955 roku, uzyskując promocję do klasy siódmej, jak wynika z zachowanych świadectw szkolnych. Miała siedemnaście lat i pragnęła od razu wstąpić do jakiegoś zgromadzenia. W jej imieniu ksiądz proboszcz napisał do sióstr urszulanek, tzw. czarnych, do Lublina. Nie została przyjęta, ze względu na brak wzroku. Brat z kolei chciał, żeby kształciła się dalej muzycznie. Jej podanie do szkoły w Łodzi zostało odrzucone, gdyż nie miała żadnego przygotowania muzycznego i nie byłaby w stanie z odległości czytać nut. Zaproponowano jej natomiast szkołę dla niewidomych w Krakowie. Jak się okazało, i tam nie mogła podjąć nauki, gdyż realizowano tam program muzyki tylko w zakresie szkoły podstawowej. Została więc stamtąd skierowana do Lasek. Wierzyła, że to Bóg sam pokierował jej życiem w ten sposób.

Krystyna przyjechała do szkoły w Laskach w styczniu 1956 roku i od pierwszej chwili poczuła się jak w domu. Podjęła naukę w ostatniej klasie szkoły podstawowej, żeby nauczyć się pisma brajla (w tym czasie jako jedyna w szkole używała „czarnego druku”). Po uzyskaniu świadectwa ukończenia ośmioklasowej szkoły podstawowej, uczyła się dziewiarstwa w laskowskiej szkole zawodowej. Będąc w trzeciej klasie zachorowała poważnie na gruźlicę płuc. Cały rok przebywała w sanatorium. Okazało się, że płuca zostały całkowicie wyleczone, co jej lekarka określiła nawet jako cud. Siostra Eliza zapisała:

O cud się nie modliłam, ale bardzo pragnęłam przyjść do Zgromadzenia i martwiłam się, że jestem chora. Matka Maria Stefania [Wyrzykowska] powiedziała mi, że Pan Jezus chce mnie oczyścić, to cierpienie pozwoliło mi dojrzeć wewnętrznie i jestem za to Panu Bogu bardzo wdzięczna.

Wkrótce po powrocie z sanatorium zdała egzaminy i w czerwcu 1960 roku otrzymała dyplom czeladnika dziewiarstwa.

Powołanie swoje odczytywała od wczesnych lat. Była od dziecka osobą bardzo czułą na sprawy Boże, a dzięki wrażliwości muzycznej, poprzez pieśni kościelne nawiązała bliski kontakt wewnętrzny z Matką Bożą. Siostra wspominała:

Pierwsze moje świadome pragnienie należenia do Boga zrodziło się przy słowach pieśni: „O przedrogi klejnocie, Maryja, na tym świecie, kto Ciebie ma, ten się z Tobą raduje…” (Gwiazdo śliczna) – gdy mama śpiewała je w niedzielę wieczorem. Miałam wtedy kilka lat. Z tego właśnie powodu wybrałam sobie tajemnicę – od Matki Bożej Królowej Polski – zwłaszcza, że moje pierwsze śluby składałam w okresie przygotowania do Millenium Chrztu Polski.

Inne świadectwo dotyczące życia religijnego młodej dziewczyny i odczytania przez nią specjalnego wezwania Bożego także związane jest z osobą Maryi:

Drugiego odczucia, że Pan Bóg chce mieć mnie dla siebie, doznałam podczas nałożenia na mnie szkaplerza przez ojca karmelitę, byłam wtedy w V czy VI klasie.

Krystyna lubiła się modlić już od wczesnego dzieciństwa. Ponieważ kościół był daleko, modliła się w domu przed figurką Matki Bożej. Będąc zaś na lekcjach w szkole, korzystała z tego, że parafia było blisko i często na dużej przerwie biegła, by modlić się klęcząc na stopniach zamkniętego kościoła – także zimą, na śniegu. W maju chodziła codziennie do kościoła na nabożeństwo majowe, po którym szła jeszcze do drugiej wioski, aby prowadzić majówkę dla jej mieszkańców. W październiku chodziła na różaniec, zawierzając się opiece Maryi:

Nie bałam się, choć było ciemno i ponad kilometr drogi miałam przez las. Jak miałam iść, czekałam, żeby w pokoju nikogo nie było, wtedy całowałam Matkę Boską w rękę i szłam spokojna do kościoła, że nic złego mi się nie stanie.

Do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża wstąpiła pod koniec marca 1961 roku, a do postulatu została przyjęta w Wielki Czwartek, 16 kwietnia 1961 roku. Jako postulantka pracowała w internacie dziewcząt. Z tego początkowego okresu życia zakonnego s. Eliza zapamiętała jeden szczególny moment:

Otrzymałam chusteczkę aspirancką z rąk m. Benedykty [Woyczyńskiej], a od s. Klary [Jaroszyńskiej] otrzymałam krzyż. Trochę byłam zdziwiona, że dostałam krzyż i to taki duży. Nie przypuszczałam wtedy, że jest to znak, który daje mi Pan Bóg przez ręce ówczesnej przełożonej Domu św. Franciszka. W nowicjacie krzyż ten, otrzymał mój numerek i od tej pory mam go zawsze przy sobie. Okazuję Panu Jezusowi, w tym znaku krzyża, moje uwielbienie, moją miłość i moją skruchę.

__________________________________________________________________________________________________________

Siostra Eliza została przyjęta do nowicjatu 14 sierpnia 1962 roku. Pierwsze śluby złożyła w kościele św. Marcina, 15 sierpnia 1963 roku, na ręce m. Marii Stefanii Wyrzykowskiej. Śluby wieczyste – 15 sierpnia 1969 roku w Laskach.

___________________________________________________________________________________________________________

 

Począwszy od nowicjatu przez dwadzieścia trzy lata mieszkała w Klasztorze na ul. Piwnej. Wykonywała chałupniczo szczotki dla Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy, a następnie pracowała na dziewiarstwie ręcznym w Nowej Pracy Niewidomych w Warszawie. W stanie wojennym jej dodatkowym absorbującym zajęciem było otwieranie bramy wjazdowej do ogrodu Klasztoru dla bardzo licznej grupy osób działających w Prymasowskim Komitecie Pomocy Internowanym. Poza tym była odpowiedzialna za liturgię i śpiew w kościele. Śpiewała w świętomarcińskim chórze niewidomych, prowadzonym przez Stanisława Głowackiego. W latach 1963-66 uczęszczała na kursy katechetyczne organizowane przy kurii warszawskiej. W domu zakonnym zmywała naczynia i pomagała, gdzie była potrzeba. Te lata cichej służby przyjmowała z radością.

W 1985 roku została skierowana przez ówczesną przełożoną generalną, m. Almę Skrzydlewską, do Lasek, do Domu św. Franciszka. Po dwudziestu pięciu latach wróciła do swojej dawnej szkoły i podjęła w Jabłonkach naukę masażu leczniczego. Mimo różnicy wieku s. Eliza miło wspominała lata nauki razem z młodszymi kolegami i koleżankami. W domu zakonnym podejmowała dyżury na furcie przy telefonie.

Po czterech latach i ukończeniu nauki, została przeniesiona do Domu w Żułowie, gdzie – w bliskości rodzinnych stron – od razu poczuła się bardzo dobrze. Miała wtedy powiedzieć matce, że zostaje tam do śmierci. Jak się okazuje, nie myliła się.

W pierwszych latach zadaniem s. Elizy była opieka nad chórem pań, prowadzenie liturgii w kaplicy i masaż. We wrześniu 1990 roku została opiekunką pań na „Skrzydle św. Teresy”. Posługę tę pełniła aż do lutego 2016, kiedy to została pensjonariuszką Domu Pomocy Społecznej w Żułowie. W dalszym ciągu zajmowała się chórem, pomagała w refektarzu, w miarę potrzeby podejmowała zastępstwa na „skrzydłach”. Dzięki dwom operacjom okulistycznym w 2011 roku (przeszczep rogówki i usunięcie zaćmy), znacznie poprawił się siostry wzrok. Podczas złotego jubileuszu s. Eliza z wdzięcznością podsumowała swoją posługę w Żułowie, a także szczególne apostolstwo życia:

Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę służyć Paniom. Ta praca daje mi wiele radości. Tym bardziej teraz, kiedy lepiej widzę. Tej radości i wdzięczności nie da się wypowiedzieć. Bardzo lubię śpiewać i jestem wdzięczna Panu Jezusowi, że już czterdzieści lat śpiewam w chórze. Cieszę się, że śpiewamy nie tylko od święta, ale codziennie możemy chwalić Boga chóralnym śpiewem w naszej kaplicy. Panie Jezu, w ciągu pięćdziesięciu lat otrzymałam tak wiele łask i pragnę Ci za nie podziękować.

[…] Dziękuję, że mogę Ci śpiewać, śpiewać z racji służby i śpiewać z miłości. Dziękuję, że ja, prawie niewidoma, mogę służyć Paniom niewidomym w Żułowie. Dziękuję, że prowadzisz mnie za rękę przez całe życie. Dziękuję, że trzymasz mnie, Panie za słowo, które Ci kiedyś dałam. Proszę Cię, Panie Jezu, nie pozwól, bym Cię kiedykolwiek zdradziła.

+++

O ostatnim okresie życia śp. s. Elizy oraz jej chorobie napisała s. Benedykta Bartnik, przełożona wspólnoty w Żułowie:

Siostra Eliza żyła wielką wdzięcznością za łaski, jakich jej Pan Bóg udzielał przez całe życie. W ostatnich miesiącach dzieliła się często z całą wspólnotą swoimi wspomnieniami z młodości i z pobytu w Laskach. Wiedziała i potwierdzała to, że Pan Bóg spełnił, ponad wszelkie oczekiwanie, każde jej pragnienie i marzenie. Była ogromnie wdzięczna, że znalazł ją w maleńkiej wiosce, przyprowadził do Lasek i obdarzył łaską powołania.

W Żułowie była trzydzieści lat. Panie na „Skrzydle św. Teresy” uważały siostrę za swoją mamę i taką dla nich była. Gdy kilka lat temu odeszła ze „skrzydła”, panie zapraszały siostrę na wszystkie spotkania, by z nimi była; cieszyły się jej obecnością.

Siostra Eliza troszczyła się o liturgię, o przygotowanie śpiewów całego chóru, świadczyła różne usługi komputerowe, mi.in. przegrywała paniom książki. Podejmowała dla ich dobra wiele innych posług. Wszystko to było wyrazem jej wielkiej miłości do niewidomych Pań.

W czerwcu Siostra przeszła udaną operację oka. Cieszyła się, że może dalej służyć. Miała do dyspozycji tablet, z którego szybko nauczyła się korzystać i zawsze dziękowała Panu Bogu za taki dar, o którym nawet nie marzyła.

W ostatnim miesiącu s. Eliza zachorowała na różę, miała wysoką temperaturę i została przeniesiona do Domu Nadziei, bo od kilku lat mieszkała w Soli Deo. Stan siostry zaczął się pogarszać. Dwukrotnie wzywane pogotowie nie mogło siostry zabrać do szpitala, by udzielić pomocy, gdyż nie miała wykonanych testów na Covid-19. Siostra przyjęła namaszczenie chorych i była gotowa na spotkanie z Panem Jezusem. Wezwane po raz trzeci pogotowie natychmiast zabrało siostrę do szpitala; z Krasnegostawu przewieziono ją do Łęcznej, do najlepszego szpitala leczącego chorych na koronawirusa. Stan był bardzo ciężki. Towarzyszyłyśmy Siostrze modlitwą całego Domu.

Wcześniej, 16 listopada, zmarła w szpitalu w Chełmie pensjonariuszka Domu nadziei, śp. p. Jadzia Ociesa, z którą siostra była bardzo związana; wzajemnie sobie pomagały. Siostra Eliza pozostawiła po sobie piękne świadectwo wdzięczności Panu Bogu, radości w spełnianiu najmniejszych posług i nade wszystko wielkiej miłości do niewidomych. Pragnęła być pochowana w Żułowie, bo tu był jej dom. Spocznie na cmentarzu w Kraśniczynie obok śp. Jadzi Ociesy.

Siostra Eliza odeszła do Pana w Uroczystość Chrystusa Króla wszechświata o godz. 15.15, razem z nami duchowo odnowiła śluby. Było to 22 listopada, kiedy zwykle przypada dzień wspomnienia św. Cecylii, patronki śpiewu kościelnego. Tak Pan Bóg przygotował dla s. Elizy dzień spotkania z Nim twarzą w twarz.

Dziękujemy wszystkim za modlitwę, która bardzo umacnia nas w przeżywaniu tego trudnego czasu.

 

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close