„Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie”.

 J 11, 25

 Dnia 10 marca 2018 roku odeszła do Pana nasza Siostra – 

ŚP. SIOSTRA Michała od Dźwigania Krzyża

Janina Bryłka

Przeżywszy lat 88; życia zakonnego – 64; profesji – 62.

 

Msza św. pogrzebowa będzie sprawowana we wtorek, 13 marca, o godz. 14:00 w kaplicy Matki Bożej Anielskiej w Laskach. Po Mszy świętej – pogrzeb na cmentarzu zakładowym.

PANIE, PRZYJMIJ JĄ DO SWOJEJ ŚWIATŁOŚCI.

 

„Siostry […] przez całe życie oddają cześć Bogu, aby Go kochać i wielbić kiedyś w niewypowiedzianym szczęściu”…                                                                                                            Matka Elżbieta Czacka


+++

Siostra Michała – Janina Bryłka urodziła się 13 maja 1930 roku w Kolonii Bachus, w powiecie chełmskim na Lubelszczyźnie, jako córka Władysława i Antoniny ze Skibickich. Była dziewiątym dzieckiem, spośród czternaściorga. Janina została ochrzczona w parafialnym kościele w Sawinie 8 czerwca tego samego roku.

Podjęła naukę w wieku ośmiu lat, ale druga wojna światowa przerwała zwykły tok nauki. Dopiero w 1942 roku znowu podjęła naukę i potajemnie ukończyła cztery klasy, a po latach, już w Zgromadzeniu, uzupełniła brakujące klasy szkoły podstawowej. W wieku trzynastu lat włączyła się w pomoc w gospodarstwie rodzinnym, zaś po śmierci ojca w 1950 roku przejęła troskę o gospodarstwo, owdowiałą matkę i młodsze rodzeństwo.

17 sierpnia 1951 Janina przyjęła sakrament bierzmowania w parafii mariackiej w Chełmie. W swojej rodzinnej parafii miała opinię osoby „bez najmniejszego zarzutu (…). Swoją gorliwością o chwałę Bożą, sumiennością w wypełnianiu obowiązków, gorliwością w uczęszczaniu do odległego kościoła świeciła zawsze dobrym przykładem. (…) jej życie było cichym głoszeniem chrześcijańskich cnót, zwłaszcza pokory, skromności i pobożności”.



Do Zgromadzenia przyszła 19 listopada 1954 roku i następnego dnia otrzymała chusteczkę aspirancką.

Do postulatu została przyjęta 19 grudnia 1954, a 14 sierpnia 1955 rozpoczęła nowicjat.

I profesję złożyła 15 sierpnia 1956 roku, a wieczystą 15 sierpnia 1962.



W pierwszym okresie po przyjściu do Lasek pracowała w oborze, w kuchni, trochę w magazynie. Jak napisała we wspomnieniach na złoty jubileusz profesji zakonnej w 2006 roku, dużo korzystała z pomocy s. Maciei, s. Justyny, s. Błażei i s. Edwardy. Była im wdzięczna za wprowadzanie w nowe, często zaskakujące obowiązki. W lutym 1957 roku została skierowana do kuchni centralnej, ale już 29 sierpnia objęła kuchnię Domu św. Stanisława. Wspominała: „Bardzo się tej pracy bałam, ale Ojciec Tadeusz mnie pocieszał i dodawał otuchy”. Inne siostry także wspominały jej obawę, że „od gospodarstwa, od świnek ma iść i gotować ludziom” i że nie będzie potrafiła temu sprostać. Ale podjęła to zadanie i okazała się z czasem bardzo dobrą kucharką.

Pierwsze lata życia w zgromadzeniu zaznaczyły się licznymi zmianami działów i obowiązków s. Michały. Pracowała w infirmerii przy obsłudze chorych i sprzątaniu. Potem w domu rekolekcyjnym, w kuchni centralnej, w kuchni Domu św. Teresy i Domu św. Stanisława, a następnie w magazynie św. Teresy.

W 1964 roku pojechała na dziewięć lat do Sobieszewa. Bardzo sobie ceniła tę pracę i ówczesną przełożoną – s. Anicetę oraz pomoc s. Maciei. W 1973 roku s. Michała wróciła do Lasek, do kuchni św. Stanisława, gdzie była kolejne pięć lat. Później zaczęły się choroby, kolejne operacje, powracające kilkumiesięczne pobyty w szpitalach.

W 1978 roku s. Michała znowu pracowała jeden rok w kuchence w szpitaliku, po czym rok w „Pawilonie” – św. Maksymiliana, a kolejne cztery lata w kuchni Domu św. Teresy. Następnie jeszcze raz wróciła na dwa lata do Sobieszewa.

W sierpniu 1981 roku przyjechała do Żułowa, gdzie pozostała do października 2014 roku, to jest przez 32 lata… Pracowała w kuchni i w chlewni, gdzie nabawiła się poważnej choroby, która zakończyła się kolejną ciężką operacją. Później w miarę możliwości pracowała jeszcze w kuchni, a następnie w szwalni. Z czasem zajęcia siostry ograniczyły się do szydełkowania i robótek na drutach. Najwięcej robiła wełnianych skarpet, które hojnie i chętnie rozdawała. Jeszcze niedawno – już będąc ciężko chora „planowała” na wiosnę zabrać się do robienia na drutach…

Ostatni, niespełna czteroletni, pobyt s. Michały w Laskach w Domu św. Rafała to czas choroby, coraz szybkiego ubywania sił, wielkiego cierpienia fizycznego. Najwięcej dokuczała siostrze cukrzyca i bolące nogi, później dołączył jeszcze guz w jamie brzusznej. Na pytanie, co dolega najbardziej, siostra odpowiadała: „te nogi tak bolą, a więcej to tak nic”. W ostatnich miesiącach cierpiała dodatkowo z powodu otwartych ran (cukrzyca i postępująca choroba nowotworowa nie pozwalały na ich zagojenie). Częste kąpiele lecznicze i codzienne zmiany opatrunków znosiła heroicznie.

Za każdy podany kubek wody czy inną przysługę zawsze głośno mówiła: „stokrotnie Bóg zapłać” albo „stokrotne dzięki”… Kiedy ktoś do siostry wchodził, zawsze interesowała się, co słychać albo jak się czuje, o sobie nie mówiła nigdy pierwsza. W rozmowie przez telefon ze swoją rodzoną siostrą od razu pytała, co słychać, zanim odpowiedziała jednym zdaniem o sobie.

Siostra Michała lubiła wspominać swoich rodziców, których fotografie stały na szafce i pokazywała je przychodzącym. Jeszcze podczas ostatnich imienin, przywieziona na wózku do refektarza wspominała zabawne historie z pracy w podwórzu czy w kuchni. Lubiła rozmowy o robieniu pączków albo swojskiej kiełbasy w dawnych czasach… Miała piękne poczucie humoru. Pewnego wieczoru s. Abhaya pod koniec dyżuru powiedziała do siostry: „Kochana Siostro Michało – dobranoc”, na co s. Michała: „To daj mi buzi na noc”.

Wiele sióstr zapamiętało s. Michałę właśnie jako osobę z wielkim poczuciem humoru i ujmującą umiejętnością żartowania z samej siebie. Charakterystyczne dla s. Michały była także ogromna wdzięczność za wszelką pomoc i życzliwość oraz ukierunkowanie na drugich, z oderwaniem od siebie. Legendą była jej  miłość do zwierząt, które odpowiadały na franciszkańskiego ducha siostry ufną przyjaźnią.

Siostra Michała, gdy poruszała się na wózku, lubiła długo przebywać w kaplicy, szczególnie w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu. Nieraz głośno wzdychała do Pana Jezusa. Do końca świadomie przyjmowała Komunię Świętą.

W ostatnich dniach, kiedy cierpiała bardzo i otrzymywała uśmierzające przeciwbólowe kroplówki, więcej przysypiała, ale nadal była świadoma i chciała, aby być przy niej blisko. Odchodzenie siostry trwało prawie całą dobę. Siostry i dyżurujące panie pielęgniarki czuwały i modliły się przy jej łóżku.

W sobotę, 10 marca, przed południem przy umierającej s. Michale licznie zebrane siostry modliły się Godziną czytań i Modlitwą południową. Kiedy w kaplicy Matki Bożej Anielskiej zabrzmiał dzwon na Anioł Pański – Siostra Michała spokojnie oddała ducha, a po policzku spłynęła jedna duża łza…

Tak ofiara życia s. Michały się dopełniła. Ufamy, że Maryja już wprowadziła ją przed Oblicze swego Syna, który otrze z jej oczu wszelką łzę.

 

 

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close