Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.

J 11, 25

Dnia 15 stycznia 2025 roku odeszła do Pana

ŚP. SIOSTRA M. WERONIKA od Boskiego Oblicza
i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy

Janina Teresa Pejka

w 88. roku życia, 64. roku powołania, 61. roku profesji zakonnej

Msza święta pogrzebowa była sprawowana w kaplicy Matki Bożej Anielskiej w Laskach w piątek, 17 stycznia br., o godz. 14:00. Po Eucharystii pogrzeb na miejscowym cmentarzu.

PANIE, PRZYJMIJ JĄ DO SWOJEJ ŚWIATŁOŚCI.

Siostry […]przez całe życie oddają cześć Bogu, aby Go kochać i wielbić kiedyś w niewypowiedzianym szczęściu.                                                                                        

bł. Matka Elżbieta Czacka

Siostra Weronika – Janina Pejka urodziła się 14 czerwca 1937 roku we wsi Bożejewice, w województwie poznańskim (obecnie bydgoskie). Rodzice: Józef i Teresa z domu Romel, mieli dziesięciohektarowe gospodarstwo. Urodziło im się czworo dzieci: dwóch synów i dwie córki. Młodsza zmarła jako małe dziecko w czasie wojny. Ze względu na chorobę, Janina przyjęła chrzest już 27 czerwca w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Floriana w Żninie. Może to w wyniku przyspieszenia terminu wynikła zmiana i zamiast planowanego wcześniej imienia Wanda, ostatecznie otrzymała imiona Janina Teresa. Sakramentu bierzmowania, według ksiąg parafialnych, udzielił jej bp Lucjan Bernacki 6 czerwca 1949 roku, także w miejscowej parafii.

Kiedy wybuchła II wojna światowa, Janina miała zaledwie dwa lata. Gospodarstwo zostało zajęte przez hitlerowców, a rodzina wywieziona na wschód, w okolice Garwolina. W pamięci siostry przetrwała opowiadana przez mamę historia z tego czasu: Niemcy przeprowadzali wszystkim rewizję osobistą, aby zabrać co cenniejsze przedmioty. Mama zaszyła obrączki ślubne w sukience córki. Gdy rewidujący żołnierz zbliżył się do dziewczynki, ona zupełnie bez lęku wyciągnęła do niego rączki i zawołała: „Weź mnie, pójdziemy do nieba”. Zaskoczony tym gestem, odwrócił się i szybko odszedł. Dzięki temu obrączki rodziców ocalały.

Po przesiedleniu rodzina początkowo nie miała gdzie mieszkać, nocowali więc gdzie się dało: w stodołach, piwnicach. Później dostali jeden mały pokój. Choć była wtedy bardzo mała, Janina zapamiętała z tego czasu doświadczenie uczucia głodu…

Po wojnie wrócili w rodzinne strony, gdzie zastali dom i gospodarstwo zupełnie ograbione. Musieli zaczynać od zera. Dzieci podjęły naukę w szkole, Janina od razu od drugiej klasy, ponieważ umiała już pisać i czytać. Po ukończeniu szkoły podstawowej, uczyła się w korespondencyjnym liceum w Bydgoszczy. Ukończyła 9 klas, to jest tzw. małą maturę. Naukę przerwała, gdy w wiosce założono spółdzielnię produkcyjną. Rodzinie odebrano ziemię, więc dziewczyna chodziła do pracy w spółdzielni, aby zarabiać na życie. Janina ukończyła jeszcze 4-miesięcny kurs maszynopisania w Inowrocławiu, ale śmierć ojca w 1954 roku (na nowotwór) przekreśliła jej szansę na pracę w zawodzie maszynistki. Był to dla nich bardzo trudny czas. Swoją edukację s. Weronika uzupełniła później w Zgromadzeniu: w junioracie pogłębiała wiedzę religijną na kursie katechetycznym, a po ślubach wieczystych uczyła się w Warszawie w zaocznym liceum ogólnokształcącym dla pracujących i w 1976 zdała maturę.

Jako dziewczynka Janina lubiła bawić się z chłopcami, którzy ją uznawali jako swoją towarzyszkę zabaw i liczyli się z nią. Gdy już była nieco starsza, wolała też męskie prace w polu, np. jazdę końmi niż prace domowe, jak gotowanie, sprzątanie.

Siostra Weronika napisała w swoich wspomnieniach, że o powołaniu zakonnym myślała od wczesnego dzieciństwa, już jako siedmio- czy ośmioletnia dziewczynka. Podobno często patrzyła na obraz św. Tereski z różami, a potem stawała przed lustrem i stroiła się w welon na wzór świętej. Z biegiem lat – jako nastolatka i gdy zaczęła wchodzić w dorosłe życie – przestała zupełnie myśleć o życiu zakonnym. Jednak, kiedy mając 22 lata stanęła wobec wyboru drogi życiowej, stwierdziła, że dla niej tą drogą nie jest małżeństwo. Pozostawała więc niepewna i trochę rozdarta. Jej brat, wobec kolegi starającego się o młodą Janinę, określił ją krótko: „Ty, uważaj. Z nią lepiej nie zaczynać, bo ona sama nie wie, czego chce”. Mimo tych wahań, myśl o życiu zakonnym zaczęła wracać do niej coraz wyraźniej, a na pierwszy plan wysunęło się z kolei pytanie: jak i gdzie zabrać się do realizacji tego pragnienia.

W 1961 roku wpadł jej w ręce numer Przewodnika Katolickiego z opisem pogrzebu Matki Elżbiety Czackiej. Był w nim również podany adres Zgromadzenia. Janina napisała nie spodziewając się wcale szybkiej odpowiedzi. Tymczasem po niedługim czasie otrzymała zaproszenie do Lasek na próbę zakonną. Do listu dołączony był także spis rzeczy, które powinna zabrać. Ta szybka reakcja na jej prośbę, początkowo przeraziła dziewczynę. Odpowiedź wydawała się jej zbyt szybka, tym bardziej, że czekała praca w polu, pomoc przy żniwach… Napisała więc, że nie może przyjechać tak szybko. Wydawało się jej, że tym samym przekreśli swoją przyszłość w Zgromadzeniu. Ale czekało ją kolejne zaskoczenie: otrzymała odpowiedź, że może przyjechać w czasie dla siebie dogodnym.


Przyjechała do Lasek 26 października 1961 roku. W Wigilię Bożego Narodzenia, 24 grudnia tego samego roku, rozpoczęła postulat. Do nowicjatu została przyjęta 5 stycznia 1963 roku, Pierwszą profesję złożyła 6 stycznia 1964 roku, a śluby wieczyste – 6 stycznia 1970 roku.


Do Zgromadzenia przyjęła ją Matka Benedykta i z jej rąk otrzymała welonik postulancki. Kierowniczką postulatu była s. Henryka Dembińska. Jako postulantka pracowała w kuchni centralnej i dwa miesiące w przedszkolu. Nowicjatu odbywała na Piwnej pod kierunkiem była s. Bonawentury i pracowała w tym czasie w kuchni. Pierwsze śluby złożyła na ręce Matki Marii Stefanii Wyrzykowskiej 6 stycznia 1964 roku i otrzymała imię: Weronika od Boskiego Oblicza i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Drugą część tajemnicy wybrała, ponieważ – jak się dowiedziała w nowicjacie – jej chrzest odbył się w dniu wspomnienia Matki Boskiej Nieustającej Pomocy.

Na przestrzeni lat s. Weronika pełniła wiele prac i posług w różnych wspólnotach. Po pierwszych ślubach przez dwa lata pozostała we wspólnocie klasztoru na Piwnej. Pracowała w kuchni i pomagała siostrze Sadoce w przynoszeniu zakupów. Następnie przez 6 lat pracowała w Laskach w magazynie podwórzowym, gdzie prowadziła dużą i trudną kartotekę. Miała bardzo dobry kontakt ze współpracownikami. Później, nadal przynależąc do Domu św. Franciszka, przez kilka lat pracowała z p. Gertrudą Bartusek w internacie chłopców jako pomoc wychowawcza w I grupie. Następnie przeszła do Domu Matki Boskiej Jasnogórskiej i pomagała w internacie dziewcząt w grupie p. Elżbiety Arentowicz (1974-1976).

Przez kolejne dwa lata była znowu we wspólnocie klasztoru na Piwnej: pracowała przez rok na II piętrze z niewidomymi mieszkankami, miała dyżury na furcie, pomagała w kuchni i podejmowała różne prace zlecone. W 1978 roku natomiast wyjechała do Żułowa, gdzie spędziła 8 lat, także pełniąc różne prace (w magazynie, w biurze, administracji domu). Ostatnie trzy lata (1983-1986) była przełożoną tego domu, w niełatwym czasie, gdy rozpoczęła się budowa Domu Nadziei i miał miejsce wypadek samochodowy, w którym zginęła s. Irma oddelegowana do koordynowania tych prac. Siostra Weronika wspominała:

To było dla całej wspólnoty Żułowa bardzo trudne doświadczenie. Ofiara życia s. Irmy zaowocowała powstaniem pięknego dzieła w Żułowie. Następną siostrą, która podjęła sprawy budowy była s. Karola. W tych bardzo trudnych czasach siostra potrafiła załatwić wszystkie potrzebne do budowy materiały.

W 1986 roku s. Weronika wróciła do Lasek, do Domu św. Rafała, gdzie była 5 lat. Tu także trwała budowa nowego domu. Siostra pracowała jako pomoc w magazynie budowlanym i administracji. Gdy budowa została zakończona, s. Weronika przeszła po raz kolejny do Domu św. Franciszka, znowu do pomocy w magazynie żywnościowym i piekarni – przy wydawaniu chleba. Do obowiązków siostry należało m.in. przygotowanie wieczorem zaczynu na ciasto, które potem rano wyrabiał piekarz – p. Metrycki. (Piekarnia działała do 1999 r.). W czasie wakacji natomiast koordynowała, wspólnie z odpowiedzialną za magazyn s. Klemensą, generalne sprzątanie piekarni i szorowanie beczek na kapustę. W tych pracach pomocą służyły postulantki i studenci przyjeżdżający z o. Stanisławem Ćwierzem SJ z Krakowa. Natomiast kiszenie kapusty s. Weronika określiła jako „pospolite ruszenie – do pomocy przychodziły siostry i świeccy, kto tylko mógł”.

W 2004 roku s. Weronika przeszła jako przełożona wspólnoty do domu Zgromadzenia przy parafii w Izabelinie. Była tam również zakrystianką i odwiedzała starsze osoby w ich domach. Po trzech latach przeszła na rok do drugiej naszej placówki parafialnej – Domu Matki Boskiej Bolesnej w Laskach, gdzie podejmowała podobne prace: w domu, zakrystii, wizyty parafina po domach.

W 2008 roku przeszła do Domu Matki Boskiej Jasnogórskiej w Laskach do pracy w refektarzu, skąd po 4 latach wróciła jeszcze raz do Żułowa – do pracy w refektarzu. Należała do tej wspólnoty następne 10 lat, a kiedy zdrowie i możliwości siostry osłabły, w październiku 2022 roku powróciła do Lasek, do Domu św. Rafała.

O ostatnim okresie życie s. Weroniki przekazała świadectwo s. Mieczysława, przełożona wspólnoty: Początkowo s. Weronika mieszkała na pierwszym piętrze, ale gdy tylko pojawiła się możliwość, przeniosła się na parter, gdyż wymagała większej pomocy w codziennym funkcjonowaniu. Wiernie uczestniczyła w życiu wspólnym i modlitwie w kaplicy.

W marcu 2024 r. trafiła do szpitala na Bielanach z powodu niedrożności przewodów żółciowych i wtedy okazało się, że ma nieoperacyjny guz na trzustce. Po zabiegu udrożnienia przewodów, siostra czuła się lepiej i wróciła do Lasek. Od samego początku wiedziała, że jest poważnie chora, ale nie zdecydowała się na pobyt w szpitalu. W domu była pod troskliwą opieką p. dr Szwarczewskiej, sióstr i pracujących w Domu pań. Stan zdrowia siostry powoli się pogarszał, nie miała apetytu i mało jadła. Mimo choroby wiernie trwała na modlitwie w kaplicy, dużo czytała, była pogodna, podtrzymywała kontakt z rodziną.

Od 6 listopada 2024 roku zostawała już w pokoju – nie miała siły, żeby być w kaplicy i refektarzu. Powoli słabła, prawie nie jadła i niewiele piła, podtrzymywana była od czasu do czasu kroplówkami, otrzymywała też leki przeciwbólowe. Wszystko to znosiła bardzo dzielnie.

Wieczorem, w przeddzień śmierci siostry Weroniki, s. Mieczysława, powiedziała siostrze, że następnego dnia sprawowana będzie w jej intencji Msza święta. Siostra ucieszyła się i zapytała, o której godzinie. Ostania noc była trudna. Rano po Mszy świętej ks. Kazimierz Olszewski udzielił siostrze absolucji. O godzinie 8.25 s. Weronika spokojnie odeszła do Pana wspierana modlitwą sióstr.

Jak zauważyła s. Mieczysława: „Ofiara życia s. Weroniki tu na ziemi się skończyła, tak jak chwilę wcześniej zakończyła się Ofiara Mszy świętej”. Eksportację ciała o godz. 15:00 poprowadził ks. Rektor Marek Gątarz.

Na zakończenie jubileuszowych wspomnień s. Weronika wyraziła swoją wdzięczność i nadzieję:

Bogu dziękuję za (…) za wszelkie łaski, a Zgromadzeniu za to, że mogę wypełnić swoje powołanie. Poprzez upadki i słabości Bóg pokazuje mi moją nędzę, a jednocześnie budzi we mnie ufność, że Jego miłosierdzie zaprowadzi mnie przez krzyż do zmartwychwstania.

Siostra Weronika jako pierwsza w tym Roku Nadziei osiągnęła cel swojej Pielgrzymki. Ogarniamy ją modlitwą i prosimy, by teraz nam, pielgrzymom Nadziei, wypraszała u Boga łaski potrzebne na drogę…

 

 

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close