Ks. prof. Stefan Wyszyński po opuszczeniu Włocławka początkowo przebywał u swego ojca koło Warki. Następnie na propozycję Matki Elżbiety Czackiej, założycielki i przełożonej generalnej Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża oraz Księdza Władysława Korniłowicza, ojca duchownego tegoż zgromadzenia, przyjął funkcję kapelana prowizorycznej placówki zgromadzenia, która dzięki łaskawości hrabiostwa Zamoyskich znalazła tymczasową gościnę w obszernej oficynie w Kozłówce koło Lubartowa.

Ks. Wyszyński sprawował codzienną eucharystię i wieczorne nabożeństwa, prowadził rekolekcje, wygłaszał konferencje religijne i społeczne, służąc pomocą duchową siostrom, niewidomym, a także ukrywającym się w Kozłówce wielu uchodźcom.

Po roku wspomniana grupa sióstr i niewidomych z Lasek opuściła Kozłówkę, przenosząc się do Żułowa koło Krasnegostawu.

Przyjechał tam także Ks. prof. Stefan Wyszyński witany radośnie, zarówno przez Siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża i Ks. Władysława Korniłowicza, jak i przez niewidome pensjonariuszki, z których większość znała go z Kozłówki i wysoce ceniła. Budził zaufanie, miał dobre słowo i życzliwość dla każdego. Był mądry i dobry. Cechowało go również poczucie humoru i subtelny dowcip. W Żułowie okazał się dobrym duchem dla wszystkich domowników.

Oto kilka migawek, które zachowały się w mojej pamięci po 60 latach, dzielących nas od tych dni…

Widzę i słyszę Ks. profesora Wyszyńskiego, wykładającego naszym siostrom, w ramach studium zakonnego, Kodeks Prawa Kanonicznego. Był wspaniałym wykładowcą, po mistrzowsku wyjaśniał suche kanony prawa i to tak ciekawie, że słuchało się ich z większym zainteresowaniem, niż jakiejś barwnej powieści.

Inny obraz: oto na alejkach ogrodu żułowskiego spacerują tam i z powrotem dwie postacie w sutannach – to Ks. prof. Stefan Wyszyński z Ks. Władysławem Korniłowiczem, dziś sługą Bożym – wspólnie odmawiają brewiarz.

Innym razem – styczniowy dzień w 1942 roku – pogrzeb w Surhowie śp. Stefana Hołyńskiego, administratora Żułowa. Wspomagając chorych i opuszczonych jeńców rosyjskich zaraził się od nich tyfusem i musiał umrzeć. To był święty człowiek, tak bardzo go kochaliśmy; wszyscy płaczemy. Ks. Wyszyński prowadzi kondukt i wygłasza natchnione przemówienie żałobne, które jest dla nas w tym momencie jakimś wielkim umocnieniem.

Inna migawka: jest Wielki Czwartek – dwie nasze siostry przygotowują w piwnicy Grób Pana Jezusa, lecz tak niefortunnie stanęły, czy może raczej zawisły na niefachowo sporządzonym przez siebie rusztowaniu, że w momencie, gdy właśnie Ks. Profesor wchodził do tego pomieszczenia, by sprawdzić stan przygotowań do wielkopiątkowej liturgii, rusztowanie się załamało i obydwie siostry byłyby runęły na kamienną posadzkę, gdyby nie to, że Ksiądz Profesor momentalnie otworzył szeroko ramiona i jego dobroczynne dłonie chwyciły w locie spadające już siostry, stawiając je bezpiecznie na podłodze.

Inny wycinek naszego życia: młoda siostra zabiera się nieumiejętnie do rąbania drewna. Zauważa to Ks. prof. Wyszyński i podchodzi na ratunek, pokazując jej, jak należy prawidłowo trzymać siekierę, by nie zrobić sobie krzywdy.

Tyle migawek. Chcę jeszcze dopowiedzieć, że ten okres okupacji niemieckiej był czasem niezmiernie ciężkim dla Polaków; następowały liczne aresztowania, wywózki, egzekucje, szczególnie zaś gnębione i szpiegowane było duchowieństwo. W korespondencji więc musieliśmy posługiwać się pseudonimami.

Do księdza profesora Wyszyńskiego pisało się „Siostra Cecylia” albo najczęściej „Basia” lub „Baśka” i on właśnie tak swoje listy podpisywał. Do księdza Korniłowicza „Frania” albo „Siostra Franciszka”. Nie wszyscy jednak potrafili odnosić się właściwie do tych pseudonimów. Na przykład gdy któryś z wymienionych księży przybywał konspiracyjnie do stolicy dla posługi duszpasterskiej, zatrzymując się w naszym ówczesnym warszawskim domu, zdarzało się, że uprzedzone o tym osoby zadawały nam telefonicznie niefortunnie sformułowane pytania. Np. kiedy można przyjść do Frani do spowiedzi, albo o której Baśka odprawi dziś mszę św., bo chcemy się na nią wybrać. A przecież za okupacji hitlerowskiej telefony były pod podsłuchem, więc taka nieostrożność mogła kosztować życie.

Gdy Ks. prof. Wyszyński opuścił Żułów, by pracować najpierw jako katecheta w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach, a następnie, gdy tylko zakończyły się działania wojenne, wyjechał do swojej Diecezji Włocławskiej i objął stanowisko rektora Seminarium Duchownego, nie przerwał kontaktów z Żułowem. Zachowało się trochę jego listów, więc podzielimy się nimi z Państwem poprzez wybrane z nich cytaty; będą to więc autentyczne słowa Księdza profesora.

30 stycznia 1945 r. pisze z Włocławka: „Polecam modlitwie Sióstr diecezję, by odzyskała swoje parafie, by odżyła nasza katedra i napełniło się znów Seminarium Duchowne, by opustoszałe parafie otrzymały kapłanów, by świątynie były otwarte dla czci Bożej. To dziś najważniejsza troska, by ci ludzie, którzy przez 5 lat byli bez sakramentów, chcieli z nich korzystać. Polecam i siebie modlitwie Sióstr, proszę – wspierajcie mnie w pracach moich.”

I nadal 7 kwietnia 1946 roku zwraca się z Włocławka do ówczesnej przełożonej w Żułowie: „Bardzo proszę Siostrę, by poleciła mnie modlitwom Sióstr domu żułowskiego i wszystkich jego mieszkańców. Może kiedyś wywdzięczę się za to. Matce Najświętszej oddaję…”

28 kwietnia 1946 roku pisze jeszcze z Włocławka, ale już jako nominat na biskupa diecezji lubelskiej, dziękując za nasze życzenia z okazji tej nominacji. Oto jego słowa: „Składam podziękowania za życzenia. Ufam, że będą one poparte modlitwą, bym odpowiedział łasce Bożej, zadaniom wyznaczonym przez Kościół i oczekiwaniom wiernych. Wierzę, że obecność Sióstr Franciszkanek na terenie mojej diecezji będzie specjalną dla mnie pomocą. Proszę wiedzieć, że będę od Was oczekiwał szczególnej modlitwy w intencji wszystkich spraw mi zleconych. Myślę nawet, że mam prawo na to liczyć.”

W liście z dnia 5 maja 1946 r., pisanym z Częstochowy przed rozpoczęciem swoich rekolekcji poprzedzających sakrę biskupią, której udzielił dnia 12 maja Kardynał August Hlond, biskup nominat ustosunkowuje się do dwóch związanych ze sobą spraw: do dyskusji, jaka się nawiązała w Żułowie i do stosunku wzajemnego między nim, biskupem lubelskim, a wspólnotą żułowską.

Jeśli idzie o zagadnienie pierwsze, to trzeba tu wyjaśnić, że między wspólnotą laskowską a żułowską zaistniała pewna rywalizacja o przyjaźń i serce Księdza profesora Wyszyńskiego. Pierwszy był Żułów, gdzie Ksiądz był kochany i ceniony jak ktoś bardzo bliski, ale następnie spędził długi czas w Laskach, gdzie przeżył razem z ich mieszkańcami heroiczny czas Powstania Warszawskiego. Był tu kapelanem szpitala powstańczego i grupy „Kampinosu” AK, wyszukiwał i zbierał w lesie rannych, asystował przy operacjach, towarzyszył umierającym. Czy więc nie związał się sercem szczególniej z Laskami? Może już Żułów stał mu się teraz obojętny?

Biskup nominat odpowiada wyraźnie na te wątpliwości: „Już jestem na Jasnej Górze… przed konsekracją biskupią… zwracam się do Was, jako do najbliższych mi osób na terenie diecezji, z którymi jestem najbardziej zżyty i Was szczególnie proszę o modlitwę do Boga przez Matkę Najświętszą. Wiem, że Wy mnie najlepiej rozumiecie. Wcale nie wątpcie w to, kogo bardziej kocham, boć chociaż duży kawał serca mojego jest w Laskach, to jednak mam obowiązek ex iustitia (przyp. S. J.: z tytułu sprawiedliwości) Was bardziej kochać jako powierzone mi owieczki. Spór toczony w Żułowie jest rozstrzygnięty bezapelacyjnie przez ordo caritatis (przyp. S.J.: porządek, czy hierarchia miłości). Ale wy nawet nie wiecie, jakie to nakłada na Was ciężary. Dlatego, że ordo caritatis wymaga dwustronności. Sprawiedliwość dających oczekuje sprawiedliwości biorących. Uważam Was za najbliższe mi straże modlitwy. Wszystkie moje niepowodzenia w pracy będę Wam przypisywał uważając, że nie dość czuwacie przy mnie… ale też wszystkie radości i owoce dla chwały Bożej będę po Bogu i Matce Najświętszej – Wam zawdzięczał. Oto jak rozumiem nasz stosunek wzajemny… oddaję się Waszym modlitwom i dobrej opiece Waszej miłości. Będę tu o Was pamiętał na Jasnej Górze… Sercem Wam oddany, Wasz biskup Stefan.”

18 maja 1946 – krótko przed ingresem do katedry lubelskiej Biskup Stefan Wyszyński pisze m. in. te słowa: „Kiedy do Was przyjadę to już zależeć będzie od kalendarza czynności, którego teraz nie znam. Krzywdy Wam nie zrobię. Pan Bóg nas zetknie”.

31 maja 1946 – bp Stefan Wyszyński nawiązuje w swym liście do naszego udziału w jego ingresie: „Dziękuję Wam za wszystko, a zwłaszcza za to, żeście tak dobrze użyły Waszego doświadczenia życiowego, by tak blisko stanąć przy mnie w katedrze. Miałyście do tego całkowite prawo i cieszę się, że dobrze z tego prawa skorzystałyście. Bądźcie nadal tak blisko i wspierajcie mnie w poczynaniach moich modlitwą… Gdy tylko sprawy się ułożą, może dotrę do Was. Teraz się mnie nie spodziewajcie, gdyż dni są bardzo gorące w początkowych pracach. Ale Bóg pozwoli i na chwile wolniejsze wśród tej pracy…”

20 czerwca 1946 roku Biskup lubelski prosi: „módlcie się o to, by mi oddali Seminarium, jest to najpilniejsza sprawa diecezji – Wasz Ojciec”.

Jeszcze jeden list biskupa lubelskiego, ekscelencji Stefana Wyszyńskiego, ocalał, ale jego lektura wymaga pewnego wyjaśnienia. Otóż w roku powojennym 1946 w Polsce wszędzie było głodno, również i w pałacu biskupim i organizującym się Seminarium Duchownym w Lublinie. W lipcu tegoż roku nadarzyła się wyjątkowa możliwość, by zawieźć tam trochę zapasów, gdyż Polski Czerwony Krzyż wypożyczył nam na kilka godzin ciężarówkę dla dowiezienia jakichś materiałów do Surhowa, gdzie założyłyśmy niedawno schronisko dla niewidomych żołnierzy, którzy stracili wzrok w ostatnich walkach w obronie Polski. Ciężarówka jest więc w naszych rękach, szansa to na owe czasy wprost niebywała! A że z Surhowa do Żułowa to już niewielki skok, więc prosimy kierowcę, by zajechał do Żułowa po zapasy, które pragniemy dowieźć do Lublina. Trzeba się było spieszyć, by samochód oddać Czerwonemu Krzyżowi o wyznaczonej godzinie. Siostry więc żułowskie energicznie przystąpiły do pracy, załadowując na pierwszy ogień klatki z żywym inwentarzem i drobiem. Następnie prześcigały się jedna przed drugą we wrzucaniu do wozu, co która uznała za najbardziej pożyteczne, a także miłe dla oka, o czym nasze serca niewieście zapomnieć nie mogły. A więc nie obyło się bez ozdób i dekoracji różnego rodzaju, kwiatów zerwano bez liku i wrzucono w wielkiej ilości, zwłaszcza nasturcji, wiedząc, że są to kwiaty ulubione przez biskupa Stefana, itd. itd. na ile starczyło tylko pomysłów w głowach sióstr i niewidomych pensjonariuszek Żułowa, które były także jak najbardziej zaangażowane w przygotowanie transportu.

Kiedy znalazłyśmy się w Lublinie, trzeba nam było przeprowadzić staranny wywiad koło siedziby biskupiej. Fortuna nam widocznie sprzyjała, bo jak się okazało, głównego gospodarza nie było w domu, pojechał gdzieś w teren z posługą biskupią. Mogłyśmy więc swobodnie po swojemu gospodarować w jego dostojnych komnatach. Zamieniły się one wkrótce w coś na kształt spiżarni czy podwórka, a może też i ogrodu, bo wszystko tonęło w kwiatach, krzyż wiszący wysoko, żyrandol, a nawet sam sufit ozdobiony był girlandami z nasturcji. A po dokonaniu tej inwazji na dom biskupi trzeba było jak najprędzej uciekać, aby nas ksiądz biskup nie zastał po powrocie w swoim mieszkaniu, bo to równałoby się niemal klęsce. Niech raczej myśli, że pod jego nieobecność grasowały tu jakieś niesforne krasnoludki czy chochliki, które mu dom do góry nogami przewróciły. My zaś, poważne niewiasty, nie mamy z tym nic wspólnego.

Ale niestety zostałyśmy zdekonspirowane, czego ksiądz biskup dał wyraz listem do nas z dnia 12 lipca 1946 roku, w którym pisze: „Byłem przerażony spiżarnią, jaką urządziły Siostry w moim pokoju przedkaplicznym… Takiego zmaterializowania dokonały Siostry <potajemnie>, gdy byłem zajęty pracą uduchowiania. Dziwne losy rządzą światem. Powiał wiatr od żułowskiego Wschodu. Pomimo wszystko jestem Wam wdzięczny za te nasturcje i wszystkie szczegóły, które świadczą więcej o sercu, niż o cnocie roztropności i umiaru. Mam jednak nadzieję, że i te cnoty, właściwe wiekowi dojrzałemu, z czasem zawitają do Żułowa. Bóg zapłać i za orła Halusi (przyp. S.J.: był to pięknie wyrzeźbiony orzeł – podarunek od niewidomej pensjonariuszki Żułowa, Halusi Malczyk), i za dwukłos żytni i Pax z perełek od Szwalni, i za kilimek przed łóżko (co zachęca do snu, a więc opóźnia przyjazd do Żułowa – <kto sieje w ciele, z ciała zbiera skażenie>). Bardzo muszę dziękować za dary <nieczyste> (przyp. S.J.: jest to aluzja do poglądów Starego Testamentu), za prosiątko i za cielątko (które oddałem na edukację do Seminarium), dziękuję za uduchowionego królika, za kurki itd., itd., itd. I osobno dziękuję za dary <tłuste>, słodkie, leśne i sadowe, osobno za dary sanitarne – a szczególnie osobno za makowiec. Jestem przytłoczony i zatłumiony… Szczególnie jestem rad z darów księży zapomnianych. Res clamant ad dominos (przyp. S.J.: rzeczy dążą do swoich panów) – oddajcie je pospiesznie właścicielom. Sam akt dobrej woli wystarczy”

Na tym kończy się ostatni zachowany list Księdza Stefana Wyszyńskiego do wspólnoty żułowskiej. Okazane w nim szczególne zadowolenie z prezentów od księży, będących wtedy z nami w Żułowie, które to dary w ogóle do księdza biskupa nie doszły, miało być pociechą zarówno dla księży ofiarodawców, jak dla nas sióstr, które zapomniałyśmy je zabrać, gdy jechałyśmy w pamiętnym dniu ciężarówką do Lublina.

Przedstawione tu obrazy z życia Księdza profesora Stefana Wyszyńskiego w Żułowie i wybrane fragmenty jego listów do nas odzwierciedlają dostatecznie jego stosunek do wspólnoty żułowskiej owego czasu…

O tym zaś, co było później, mówi nam historia. Jesienią roku 1948 biskup lubelski Stefan Wyszyński zostaje z woli Kościoła arcybiskupem Gniezna i Warszawy, Prymasem Polski. Jest wielką postacią Kościoła i naszej Ojczyzny, jako niezłomny Pasterz, Obrońca wiary i Narodu polskiego w jakże trudnym okresie naszych dziejów.

/Laski, 2001 r./

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close