Ks. Kardynał Kazimierz Nycz 21 X br., podczas konferencji prasowej ogłosił datę beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia. Uroczystość odbędzie się 7 czerwca 2020 r. na Placu Piłsudskiego. Beatyfikacji ma dokonać papieski wysłannik, prefekt Kongregacji ds. Kanonizacyjnych kard. Giovanni Angelo Becciu.
Po raz kolejny widzimy, jak Boża Opatrzność łączy tych dwoje wyjątkowych ludzi – Czcigodnych Sług Bożych – Prymasa Wyszyńskiego i Matkę Elżbietę Czacką. W przeddzień rocznicy urodzin Matki Czackiej poznajemy datę i miejsce beatyfikacji Prymasa Wyszyńskiego. Chciałoby się zawołać za Janem Pawłem II: Święci nie przemijają! Święci żyją wśród nas i wołają o Ś W I Ę T O Ś Ć!
Oddajmy głos Księdzu Prymasowi, który wielkim szacunkiem, miłością i przywiązaniem darzył Matkę Czacką. Wczytajmy się w Jego Mowę, którą wygłosił 19 maja 1961 r. na laskowskim cmentarzu, nad trumną Matki Elżbiety Czackiej…
Mirabilis Deus in Sanctis suis! – Przedziwny jest Bóg w Świętych swoich! Najwyższemu Ojcu, Panu życia i śmierci, który jest istotową Miłością, podobało się odwołać z tej ziemi do Swego Serca, przed Swe uszczęśliwiające Oblicze, Matkę naszą, Matkę naszych serc, Matkę Dzieła, Zgromadzenia i Rodziny Laskowskiej Niewidomych. Dziś, w Kalwaryjny piątek, mamy złożyć do wiernej służebnicy Boga- ziemi, służebnicę Krzyża Chrystusowego, pierwszą franciszkankę, oddana dziełu uszczęśliwiania doli niewidomych. W tej chwili moim jest obowiązkiem stanąć przy tym obfitym źródle wody żywej i z pomocą nieudolnej dłoni słów, pochwycić przynajmniej odrobinę ożywczych wspomnień z bogatego życia Matki naszej. Nie wyczerpię źródła. To, co powiem, będzie niezwykle skromne, ubogie, fragmentaryczne, niepełne. Wybaczcie, Najmilsi, tę ludzką nieudolność wobec ogromu łaski, którą Bóg ukazuje w sługach swoich. Czuję się w tej chwili tylko zastępcą, bo właściwie powinien tu dziś stać nasz Ojciec [Ks. Władysław Korniłowicz]. On by to zdołał lepiej uczynić. Miał przecież tak głęboki, bliski, bezpośredni i długoletni wpływ na kształtowanie się życia Matki. Wglądał w nie, wspierał, widział ogromne łaski, które Bóg w to życie angażował, zbierając już od wielu lat owoc stokrotny. Ale Ojca naszego nie ma! Dlatego jeden z jego skromnych uczniów musi go w tej chwili zastąpić. Ojciec mi to wybaczy, bo jest to pewnego rodzaju odwaga. Usprawiedliwiona jest chyba tylko tym, że w ostatnich latach życia Matki, jako biskup Warszawy, byłem jej pasterzem i ojcem.
PATRZYMY NA MATKĘ!
Patrzymy na Matkę! Patrzymy na jej Dzieło i na Zgromadzenie. Usiłujemy odsłonić testament, który w milczeniu przekazała nam, spadkobiercom swej bogatej spuścizny. Niech to krótkie spojrzenie zobowiąże nas do wiernego pielęgnowania skarbów, dzieł i darów Bożych, które podobało się Bogu przez nią nam dać. Patrzymy na Matkę… Inaczej jej tutaj nie nazywaliśmy. Nie tylko siostry zakonne i rodzina niewidomych, ale i my, kapłani, którym dane było w różnych okresach rozwoju Dzieła przejść przez Laski! W krótszym lub dłuższym kontakcie służąc niewidomym, czerpaliśmy z bogatego ducha naszej Matki i z duchowości tego ubłogosławionego przez Boga miejsca. Najtrudniej jest patrzeć w życie ludzkie. Można być najbardziej niesprawiedliwym, gdy się o nim mówi. Czy będziemy mówili w superlatywach, czy też obiektywnie, sprawiedliwie, istnieje zawsze, w życiu każdego człowieka, tajemnica z Bogiem ukrytym, z Tym, który Sam się zowie — Deus absconditus. A on działa w ciszy, w głębi duszy. Nigdy nie jest bezczynny, nieustannie pracuje. To On kształtuje, dobiera ludzi i pomoce. To On posyła, otacza tymi, których trzeba żywić, i tymi, którzy mogą pożywić. To On dobiera narzędzia współpracy i współdziałania. Każdy człowiek Boży nigdy nie jest samotny, bo już Bóg sprawia, że znajdą się przy nim inni, jak pszczoły przy matce w ulu. I Matka była otoczona, chociaż tak miłowała samotność i tak za nią tęskniła! Gdy przeglądamy notatki, które pracowicie, na polecenie naszego Ojca, własnoręcznie na maszynce zestawiała, wyczuwamy z nich głębokie pragnienie samotności z Bogiem. Ale nieraz to pragnienie musi wystarczyć, zwłaszcza gdy Bóg ustawi człowieka w tak kluczowej pozycji, wśród tysięcznych spraw i kłopotów codziennego życia, jak było to w życiu Matki. A jednak, pomimo ogromu spraw, wielkich i małych, Matka zawsze umiała znaleźć dla siebie chwilę na osobiste obcowanie ze swym Bogiem ukrytym. To był człowiek, który nieustannie stał w obliczu swego Najlepszego Boga; człowiek, który wiedział że Bóg jest Miłością, przede wszystkim- …Miłością! Człowiek, który wytrwale czerpał z niezgłębionego źródła Bożej miłości! Dlatego zdołała tylu ludzi wokół siebie obdzielić i pożywić Miłością. Podobno w psychice ludzkiej, w obliczu człowieka, najbardziej wymowne są oczy. Przez nie patrzy dusza z całym swym bogactwem. Nie dane nam było oglądać duchowości Matki przez jej oczy, ale jej twarz wyręczała oczy, jej twarz mówiła… To była wymowna twarz! Odsłaniała i zdradzała tajemnicę Służebnicy dobrej i wiernej. Byłem jeszcze młodym studentem uniwersytetu, gdy kiedyś tu, w pobliżu nieistniejącego jeszcze wtedy kościółka, zastałem Matkę czytającą, a raczej słuchającą czytanej jej książki Ruysbroecka. Jednocześnie wybitna rzeźbiarka, o obecności której Matka nie wiedziała, starała się uchwycić wydobyte z głębi duszy jej rysy duchowe. Widok ten mnie oburzył. Dałem wyraz swemu niezadowoleniu: po co to czynicie, po co te sztuczne środki, wystarczy patrzeć na Matkę bez pomocy lektury, bo ona się zdradza cała swą duchowością i postawą!
Jej twarz miała zawsze jakiś uśmiech, zatopiony w przedziwnej powadze i pogodzie. Ten uśmiech wiązał ją nieustannie z Bogiem i z Jego dziećmi na ziemi. Uważna wewnętrznie na Boga ukrytego, nie traciła kontaktu z otoczeniem, z ludźmi którym służyła. To było przedziwne w jej życiu. Było to życie niezwykle wrażliwe na głos Kościoła świętego. Jakże była delikatna w swym posłuszeństwie wobec Stolicy św., wobec swego arcybiskupa i kapłanów! Dobry Bóg kształtując jej duszę postawił przy jej boku dwa przedziwnie męskie i Boże charaktery. Był to nasz Ojciec i… drugi człowiek, który może nie życzy sobie, bym go nazwał po imieniu… Gdy wczoraj przeglądałem notatki – zapiski maszynowe pozostaje po Matce, uderzyło mnie to, że najczęściej była tam wzmianka: „Ojciec! Ojciec powiedział…” i inna, dotycząca tego drugiego człowieka: „On to zrobi, on to wykona…” To było jakby prawe i lewe ramię, dane przez Opatrzność Bożą naszej Matce. Dzięki nim Matka stąpała pewnie i po niwie uprawy swej duszy i Zgromadzenia a także po ogromnym polu kierownictwa Dziełem. Jakże była wrażliwa na ich głos i rady, jakże bardzo była im posłuszna, jakże bardzo widziała w ich obecności i towarzystwie najlepszy dar Boga dla siebie! Ale nie myślmy, że Matka, będąc posłuszna, przyjmowała wszystko łatwo. Miała szczególny dar rozumnej służby Bożej. Starała się wszystko dobrze i starannie zrozumieć. Gdy czegoś nie rozumiała, pytała. Pytań miała zawsze mnóstwo. Ciągle się uczyła, ciągle czytała. Przedziwny był ten wysiłek, który prowadziła, chcąc poznać wiedzę katolicka., filozofie tomistyczną i teologię Kościoła. Dzięki tej pasji wiedzy Bożej wiele dała swemu Zgromadzeniu, Dziełu i swoim współpracownikom, którzy ją otaczali: bliższym i dalszym. Ale szczególnie wrażliwa była na ducha Kościoła świętego. Dlatego Dzieło zapromieniowało życiem liturgicznym. Była bardzo wrażliwa na to, aby we wszystkim dostosować się do wskazań Kościoła św. w organizacji modlitwy i życia liturgicznego w Laskach. Toteż i Zgromadzenie i Dzieło zasłynęło szczególnym zrozumieniem życia liturgicznego. Sam byłem tym przedziwnie ujęty, gdy czasu wojny przez kilka lat odprawiałem tu Mszę św. otoczony rodziną niewidomych. Wystarczyło powiedzieć jedno słowo introitu, ażeby z ust naszej dziatwy laskowskiej potoczyły się słowa modlitwy Kościoła Powszechnego. Był to wynik wielkiej pracy naszej Matki. W ten sposób kształtowała siebie i swoją rodzinę: Zgromadzenie i Niewidomych. Jakże wiele można by tu mówić! To jest źródło! A gdy stoimy przy źródle, nieudolne są wyrazy i dłonie, którymi chcemy uchwycić rwący potok.. Ileż spłynie w ziemię! Niewiele zaledwie weźmiemy, by donieść do ust. Niech płynie dalej…Muszę być zwięzły i muszę być skromny w tym wglądaniu w duszę człowieka i w jego bogactwo. Nie trzeba nam o tym mówią, ale raczej serce i uczucia, które nas przepełniają, bo wszyscy z pełności jej braliśmy obficie. To jest Matka! Na pewno macie wspanialszy i jaśniejszy obraz tego życia, aniżeli ten, który szkicowo tu zakreśliłem, czarnym węglem nieudolnych słów.
DZIEŁO NIEWIDOMYCH
To jest Dzieło, przez które powstała wasza rodzina, Drodzy Niewidomi, rodzina, którą wy sami nazywacie: „Ludzie laskowi”. Należycie do nich i wy, i ci, którzy byli tu od początku – mali chłopcy, których poznałem jeszcze w r. 1926, gdy po raz pierwszy przybyłem do Lasek; i ci następni, i długie szeregi tu wychowanych, którzy przeszli przez Dzieło, a dzisiaj są pożytecznymi członkami społeczeństwa w całej Polsce, na wielu odcinkach pracy. Wszyscy wy, Najmilsi, jakbyście tutaj wzrok odzyskali, jakbyście tutaj zobaczyli to, czego dotychczas nie dane wam było zobaczyć. Na czele rodziny niewidomych postawił wam Bóg niewidomą Matkę. Bóg zawsze tak działa, że przystosowuje ludzi, których posyła, do możliwości tych, do których posyła. Tak przecież uczynił ongi z własnym Synem! Gdy Słowo Przedwieczne miało przyjść na ziemię, okryte zostało w łonie Maryi ciałem ludzkim. Po co? Po to, aby Człowiek Boży szedł do dzieci Bożych! Aby miał z nimi język ludzki! Aby Bóg patrzył na ludzi oczyma ludzkimi! Aby ludzie mogli patrzeć na życie Boga po ludzku! Sam Bóg, Słowo Przedwieczne zapożyczyło od Córy tej ziemi nie tylko ciało, ale i obyczaje ludzkie, bo chciało się łatwiej porozumieć z Bożymi dziećmi. Tak uczynił Bóg Ojciec przez Swojego Syna w Nazaret, w Betlejem i na Krzyżu. Tak też uczynił i tu, w Dziele Laskowskim. Dał wam Matkę niewidomą która chodziła po tej ziemi z zamkniętymi oczyma, ale z otwartym sercem i z wyciągniętymi przed siebie dłońmi, jak Wy, Najlepsze Dzieci Laskowskiej Rodziny, chodzicie z zamkniętymi wprawdzie oczyma, ale z otwartym sercem i z dłońmi przed sobą. Powiemy- nieszczęście, tragedia życia! O! To nieszczęście jest waszym błogosławieństwem, bo któż lepiej zrozumie was, Dzieci Rodziny Laskowskiej, jak nie ta wasza Matka niewidoma?! Kto wie, jak rozwinęłoby się Dzieło Niewidomych, gdyby jego założycielką była istota widząca! Kto wie, czy zdolna byłaby was zrozumieć do głębi i wniknąć w psychikę młodzieży niewidomej! Czy umiałaby włożyć tyle energii w poznanie duchowości niewidomych, ile włożyła Matka Elżbieta, gdy nieustannie oczytywała się w literaturze dla niewidomych i o niewidomych, i gdy zachęcała do ciągłych studiów zarówno członków Towarzystwa jak i Siostry ze Zgromadzenia. To jest jakaś przedziwna, delikatna linia Boga, który dobiera sobie ludzi właściwych dla zadań szczególnych. I tak na czele wielkiej rodziny niewidomych postawił Matkę niewidomą, jak ongi na czele rodziny Bożej postawił Boga Człowieka. Bóg jest Ojcem do końca i to dla wszystkich. Do wszystkich chce przemawiać językiem dla nich zrozumiałym. Bóg jest wolny od narzucania swego stylu. On raczej wczuwa się w nasze możliwości i działa na nas, nie według swoich, ale według naszych możliwości – delikatnie, oględnie. Taka też była Matka Elżbieta. Jej Dzieło rozwijało się w promieniach Krzyża. Tu, na ziemi Laskowskiej, na każdym zakręcie mówiono: „Przez Krzyż”… Mówili to niewidomi i siostry zakonne, i przygodni goście: „przez Krzyż!”… To dzieło szło prawdziwie przez Krzyż i nie mogło iść inaczej. Musiało być ciężko i trudno na każdym kroku. Nie mogło tutaj nigdy zabraknąć przeciwności i trudności. Dlaczego? Dlatego, że Dzieło stworzone było dla ludzi, którym w życiu trudno, i którzy mieli pokonywać nieustanne przeciwności. By ich zrozumieć, trzeba prowadzić życie trudne, ciężkie, życie z oporami, z nieustanną walką, poświęceniem, ofiarą i wyrzeczeniem. Dlatego Dzieło miało zawsze i ma nadal życie trudne. Wszystkie niemal dzieła, w których zaangażowana jest miłość, są trudne, bo miłość, chociaż jest wspaniała, łatwa nie jest. Miłować dobrze łatwo nie jest! Pokazywać miłość jest trudno! Żyć w miłości – o! to zadanie, które wymaga wielkiej osobistej kultury. Urządzić życie społeczne w miłości, to wymaga przede wszystkim ofiary i wyrzeczeń tych, którzy to życie tak chcą urządzić. Ale jednocześnie widzimy całą wartość życia społecznego na Dziele w Laskach. Przecież tutaj właściwie wszystko zostało zdobyte przez ofiarę i przez wielką wiarę w Opatrzność. Ta wiara nieustannie przebijała w Matce. Każdy domek, który wznoszono, powstawał w wielkim trudzie. Wszystkie instytucje, które tu powstały, miały przejąć przez ciężką próbę doświadczeń i miłości. To wszystko wskazuje, jak wiele może uczynić samo społeczeństwo. To trzeba było wziąć z siebie i z siebie wydobyć. Taka praca wydobywania z siebie i nieczekania na gotowe ma ogromne znaczenie wychowawcze i kształtujące. Społeczeństwo wtedy dopiero staje na właściwym poziomie, gdy pracuje i gdy okazuje swą posługę społeczną przez osobiste wyrzeczenie się i trudy. Życie laskowe i ziemia laskowa uprawiane są trudem. W pocie czoła zdobywa się tutaj ziemię. Dlatego ta ziemia, uprawiana ofiarą, miłością i wyrzeczeniem, wydała owoc stokrotny. A na czele tego Dzieła niewidomych, powstałego z ofiarnej pracy, pozostanie zawsze postać lekko pochylona, ostrożnie stąpająca, z zamkniętymi oczyma, z otwartym sercem l z dłońmi wyciągniętymi do ludzi, którzy potrzebują pomocy. Niech trwa w naszej świadomości i pamięci, niech wyznacza ślady dla dalszego trwania i rozwoju Dzieła!
ZGROMADZENIE FRANCISZKANEK SŁUŻEBNIC KRZYŻA
Od początku Matka zrozumiała, że aby Dzieło mogło się rozwinąć w tak trudnych warunkach, potrzeba mu pomocy Zgromadzenia. Dlatego powołała do życia Franciszkanki Służebnice Krzyża. Zdawałoby się, że połączenie tych dwóch pojęć: Franciszkanka i Krzyż, to już za wiele. Nie można wymagać od człowieka pełni ducha franciszkańskiego i jeszcze obarczyć go krzyżem. Może już duch franciszkański by wystarczył, aby podołać dziełu? Matka domagała się od tych, którzy mieli jej pomagać,i miłości bezgranicznej, i dźwigania Krzyża. Nic dla siebie, ażeby obfitować dla innych! Ale Franciszkanka ma iść przez to Dzieło Miłości obarczona krzyżem. Niewątpliwie jest to bardzo trudne i dlatego nie jest to powołanie dla wszystkich. Toteż nie wszyscy w tym powołaniu wytrwali. Pan Bóg jednak sprawiał, że gdy jedni odchodzili, bo było za ciężko na ich ludzkie siły, zaraz przychodzili inni, i Matka była zawsze otoczona jakimiś sercami przedziwnie gotowymi do współpracy z nią. Współpraca z Matką łatwa nie była, bo Matka wymagała: wymagała od siebie, wymagała od innych. Umiała w tych wymaganiach być nawet niezwykle surowa, jakkolwiek wszyscy czuli, że surowość jej podyktowana jest wielką miłością dusz, Sprawy i Dzieła. Dobrze robili ci, którzy zrozumiawszy, że jest to ponad ich siły, odchodzili. Ale dobrze robili i ci, którzy zrozumiawszy, że jest to ponad ich siły, szukali siły gdzie indziej… Ci ostatni wiedzieli, że Krzyż jest nadzieją życia i w Krzyżu szukali mocy i oparcia. Tylko dzięki takiej postawie absolutnego wyrzeczenia się siebie l ochotnego dźwigani ciężaru dnia można było służyć Dziełu i ociemniałym, oddając się im całkowicie. W ten sposób powstał nowy typ zgromadzenia w Polsce, bardzo szczególny i bodaj że jedyny w swoim rodzaju nawet w bogatych dziejach Kościoła Powszechnego. Za to jesteśmy Matce niezwykle wdzięczni. Trudno mówić o Zgromadzeniu więcej, bo Matka mówiła do Zgromadzenia i nadal mówić doń będzie. To jest Matka, jej Dzieło, jej Zgromadzenie.
TESTAMENT MATKI
A teraz testament! Odwaga moja będzie tutaj chyba największa. Patrzę na to truchło spowite kwiatami. Gdy wróciłem wczoraj wieczorem z Gniezna, miałem jeszcze możność tu przyjechać i spojrzeć w oblicze Matki zmarłej. Na kilkanaście godzin przed jej śmiercią, w niedzielę, widziałem jej oblicze żywe; wolałem pozostać z tym obrazem żywego oblicza Matki. Nie tylko dlatego, że wierzę w żywot wieczny, ale i dlatego, że obraz żywego oblicza Matki cierpiącej musi pozostać w oczach moich i w oczach waszych, Rodzino Laskowska: Towarzystwo i Zgromadzenie! Służebnica Krzyża ma być oglądana nawet w tej swojej perspektywie przyszłości jako człowiek cierpiący i idący ze swoim krzyżem ku radości Ojca…Okryliśmy naszą Zmarłą Matkę wieńcami kwiatów, które podnoszą kielichy ku niebu, jakby wychylone z jej zgasłego życia i z jej wyniszczonego cierpieniem ciała. Tak widzę tę grudkę ziemi, którą oddamy służebnicy Bożej – matce ziemi, aby czasu Zmartwychwstania wiernie, co Bożego – Bogu oddała. Co porosło kwiatami , już dzisiaj owocuje. Jest to początek dalszego życia: nie wszystka umarła, tak wiele z niej pozostało! Te wieńce przedziwnie się jakoś połączyły – jak gdyby ostatni głos Matki, że macie tak trwać w połączeniu przez miłość: Dzieło, Zgromadzenie, Rodzina Niewidomych, przyjaciele i pomocnicy, wszyscy bliscy myślom i pragnieniom Matki. Pytacie o testament?
Testamentem Matki jest jej życie. Miała ona dwoje rąk, nie miała oczu, miała serce jedno. Tym jednym sercem i dwojgiem rąk wiązała Dzieło i Zgromadzenie. Dziełu potrzeba serca i rozumu wiarą oświeconego. Obok roztropności, mądrości tego świata, umiejętności i wiedzy potrzeba wiele serca! Dzieło rozwijać się będzie nadal z pomocą serca i przez serce. To mówiła do was Matka – i niech wam to pozostanie jako gwarancja całości Dzieła przez Matkę stworzonego. Patrzyłem w niedzielę ubiegłą na ręce Matki i myślałem, czy Matka wie o naszej obecności. Ostatni obraz – ślad jej życia, to różaniec w jej dłoni. Przesuwała ziarnka różańca do ostatnich chwil, a gdy różaniec wysunął się z dłoni, szukała go niespokojnie, aż go jej podano. Ten różaniec był wieńcem serc waszych, ale i jej ufności do swojej rodziny, z której powstało Dzieło. Jej życie było niełatwe, jak i wasze jest niełatwe. Niech obraz waszej Matki wiąże was różańcem, przesuwanym w słabnących jej dłoniach. Tyle, Najdroższe Dzieci, mogę powiedzieć w tej chwili. O, jak wiele można by powiedzieć! Ale Matka nie lubiła, gdy mówiono o niej i o jej Dziele. Chciała, by wszystko było w Duchu Bożym, a Duch Boży każe, by zamilkły usta, a mówiły tylko serca…
STEFAN KARDYNAŁ WYSZYŃSKI
PRYMAS POLSKI
***
Modlitwa o beatyfikację Matki Elżbiety Czackiej.
Boże, źródło wszelkiej świętości, który powołałeś ociemniałą Matkę Elżbietę do służenia Tobie w niewidomych na duszy i na ciele, obdarzając ją męstwem w dźwiganiu krzyża dla zadośćuczynienia za duchową ślepotę ludzi i dałeś jej łaskę powołania do życia w Kościele nowej rodziny zakonnej, racz wynieść ją na ołtarze, a nam za jej wstawiennictwem udziel łaski…, o którą z pokorą i ufnością Cię prosimy, dla większej chwały Trójcy Przenajświętszej. Amen.